Listopad w duńskiej poezji

Listopadowo. Z tęsknoty za Kopenhagą. Wiersz znaleziony w odmętach neta.

„Rok ma 16 miesięcy”
Rok ma 16 miesięcy. Listopad
grudzień, styczeń, luty, marzec, kwiecień
maj, czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień
październik, listopad, listopad, listopad, listopad.

„Året har 16 måneder”

Året har 16 måneder: November
december, januar, februar, marts, april
maj, juni, juli, august, september
oktober, november, november, november, november.

(H. Nordbrandt, „Håndens skælven i november”, 1986)

Im bliżej

W najbliższym tygodniu wizyta kontrolna. Z tą moją odleżyną, powstałą od magnesu procesora mowy. Sama jestem ciekawa, jak to teraz wygląda. Bo wyglądało okropnie. Im bliżej tej kontroli, tym większa ciekawość.

W środę wizyta w szpitalu. Bezpośrednio z Kajetan pojadę na angielski, choć przypuszczalnie będę mało przytomna… ze zmęczenia. Ono bierze górę po tych wizytach.

Zastanawiam się, jak to się stało, że tak długo nosiłam tak mocny magnes. Pamiętam, dlaczego go zmieniono (aparat spadał i to mnie irytowało), natomiast możliwe, że miało to być rozwiązanie tymczasowe, a ja zapomniałam wymienić go na słabszy. I nosiłam przez ładnych kilka lat. Poniżej – tak wygląda implant. Pisząc o ,,magnesie”, piszę o części składowej procesora mowy (,,sound and speech processor”), a dokładniej – części cewki (,,transmitter”). (Obraz pochodzi stąd.)

W piątek wyjeżdżam na kwerendę archiwalną do Kielc, a w poniedziałek i wtorek pracuję w Krakowie (z którego wracam w następną środę).

Miłego tygodnia życzę.

Artyzm

Z gombrowiczowskiego ,,Ferdydurke” wiemy, że: ,,Dlaczego Słowacki wzbudza w nas zachwyt i miłość? (…) Dlatego,(…) że Słowacki wielkim poetą był!„. A ja doszłam do wniosku, że ,,Białoszewski wielkim artystą był”. Miron. Ten od ,,Chamowa”.

Mironowy ,,Tajny Dziennik” dostałam x lat temu w ramach prezentu, ale dopiero teraz podłapałam jakąś wenę i zaczęłam go czytać. Bądźmy szczerzy: przez całe lata niezbyt się z Mironem kochałam, bo jego filozoficzne wywody mnie nudziły. Z czasem nauczyłam się dostrzegać w nich to, co i mnie trapi. Wrażliwość. Nadwrażliwość. Artyzm.

Nie pretenduję, broń Boże, do miana artystki, ale jakaś nutka tego artyzmu we mnie tkwić musi. Piszę opowiadania. Piszę wiersze. Moja fiksacja na punkcie języka duńskiego też jest w jakiś sposób artystyczna 🙂 A przynajmniej ja tak uważam.

Pióro Mirona jest nie do podrobienia: nie znam drugiego człowieka, który z taką łatwością bawiłby się słowem. Miron. Niepewny cozrobień. Yeń.

,,męczy się człowiek Miron męczy
znów jest zeń słów niepotraf
niepewny cozrobień
yeń

Tak o sobie pisał w ,,Mironczarni”.

Jestem akurat pewnym cozrobieniem. Cozrobniem?

Wracam do pracy.

Miłego dnia!:)

Straszna prawda: była zdrada!

,,Prawda o… zdradzie”. Deski krakowskiego teatru. Zdrada po daj Boże dwudziestu latach małżeństwa. Główny bohater zdradza swoją żonę z żoną swojego najlepszego przyjaciela od pół roku. No, dobra: dokładnie od siedmiu miesięcy. Wskutek mało szczęśliwego zbiegu okoliczności dowiaduje się, biedak, że jego żona zdradza go z owym najlepszym przyjacielem od – uwaga – półtora roku.

Różnie pojmujemy pojęcie ,,prawdy”. Spektakl jeszcze bardziej utwierdza nas w tym przekonaniu. Dialogi czworga bohaterów – urocze, pełne humoru. Niezła scenografia (a ja jestem wzrokowcem). Bardzo dobra gra aktorska. Wieczór mogę zaliczyć do udanych. Do krakowskiego teatru ponownie wybieram się w grudniu. Jutro rezerwuję bilety.

Kraków welcome to

Pozdrowienia z deszczowego Grodu Kraka. Melduję: smog jest…

(Tak pisałam wczoraj.)

Dziś ciut lepiej, choć maseczki antysmogowe nadal – widzę – mają wzięcie.

Wczorajszy dzień odespany. Chrześnica odwiedzona. Bilety do teatru odebrane. Grób Ziemby na Cmentarzu Rakowickim – odwiedzony.

Ja – jak zwykle – w biegu. Jeszcze parę spraw tu muszę załatwić.

Wybieram się tu w grudniu. Tylko muszę ogarnąć, kiedy dokładnie. Bo od 1ego do 3ego grudnia jestem – na 99,9 % – w Kielcach. Dwa tygodnie temu był Olkusz (via Katowice), równo miesiąc temu – ukochany Wrocław.

Tat.

Katarzyna Puzyńska – pisarka, autorka książek o Lipowie (które lubię, które czytam, które cenię – napisała o swoich tatuażach. Zmobilizowała mnie tym samym do napisania czegoś więcej o moich.

Moje tatuaże coś dla mnie znaczą. Są częścią mnie. Wiem, że dla wielu osób informacja o tym, że je w ogóle mam (raczej są zakryte, chyba… że na dworze jest upał trzydziestostopniowy) – to lekki szok. Tak, wiem. Większość ludzi ma mnie za takie grzeczne dziecko.

Ale – no, właśnie…

Z pomysłem zrobienia ich nosiłam się przez parę ładnych lat. Jak widać: nie był to spontan. Wzory, które wybrałam – też zostały gruntownie przemyślane. Co dla mnie znaczą? To moja słodka tajemnica.

Jak piszę – myślałam nad nimi długo. Uważam, że taka decyzja powinna być przemyślana – nie bardzo wierzę, że nastoletnia osoba jest już ,,na tyle dojrzała”, żeby jej pomysły nie zmieniły się z minuty na minutę i żeby po jakimś czasie (krótszym czy dłuższym) nie żałowała, że tatuaż zrobiła. Tatuaży się nie robi pod wpływem chwili. A przynajmniej nie powinno się robić pod wpływem chwili, bo niektórzy jednak robią.

Tatuowanie nieletnich. Temat – rzeka. Poruszany – na przykład – tutaj. Ja osobiście jestem zdania, że każde szanujące się studio tatuażu nie powinno wykonać tatuażu osobie niepełnoletniej.

Myślę o kolejnym – mającym być ostatnim zarazem. Już długo mi się ten projekt kołacze gdzieś po głowie. Muszę go jeszcze tylko doprecyzować. I wybrać studio. Wiem już, że będzie czarno – biały. Tak jak i pozostałe.

Uwaga! Czarny Parasol!

Taki obrazek z mojego miasta

bo…

,,Od tygodnia leje w mym mieście…”

Chociaż wczoraj na moment wyszło słońce. I przez moment było pięknie. Listopadowo, ale słonecznie 🙂

W piątek wczesnym rankiem wyjeżdżam do Krakowa, wracam w niedzielę wieczorem, tak więc – Drodzy Czytelnicy – możecie spodziewać się relacji z Grodu Kraka, a ponieważ w sobotę wybieram się na spektakl do Teatru ,,Bagatela” – całkiem możliwe, że i na ten temat coś się tu pojawi.

Tymczasem uczę się angielskiego. Duński był wczoraj.

No i mam fazę na kolejny utwór. I nie będzie to Mela Koteluk. Ani nieśmiertelne (bo ukochane!) ,,Groszki”. Przed Państwem – Kayah & Bregovic!