Podążę w zamieć…

Wróciłam – myślami przynajmniej – do Andrzeja Sapkowskiego i jego ,,Wiedźmina”. Nie grałam – dotychczas przynajmniej – w gry komputerowe powstałe na motywach tej książki (a i do oglądania filmu mnie niespecjalnie ciągnęło), ale urzekła mnie piosenka ,,Wilcza zamieć”, która występuje w grze ,,Wiedźmin 3 – Dziki Gon”, a na którą wpadłam kiedyś na YouTube. Lubię szczególnie jej cover w wykonaniu Sylwii Banasik ze studia ,,Accantus”. I właśnie w tym momencie – wracając z pracy do domu – tego coveru słucham.

https://youtu.be/3ialPtQuMMg

Poniżej – oryginalne wykonanie Anny Terpiłowskiej.

https://youtu.be/KAeiATpNtys

Dwie książki z cyklu ,,Łowiska”

,,Lewy brzeg” i ,,Mroki Łowisk” – tak Anna Kasiuk zatytułowała dwa pierwsze tomy swojej trylogii. Trzecia – ,,Jagoda” – dopiero się ukazała i jeszcze jej nie upolowałam. 
Opowieść o przebaczeniu, o miłości. Ciut magii, trochę duchów. Przyjaźń, łącząca dwie bohaterki – Majkę i Ewę; taka przyjaźń o której na pewno każdy z nas marzy. 

Powieści idealne, by się – za przeproszeniem – ,,odmóżdżyć”, puścić wodze fantazji, odpocząć od trudów i smutków dnia codziennego.

Doktor Gawryło pisarzem

Marek Bukowski – doktor Piotr Gawryło z serialu ,,Na dobre i na złe” – popełnił – wespół z Maciejem Dancewiczem (również aktorem) – scenariusz TVN – owskiego serialu ,,Belle Epoque” oraz opartą na tymże scenariuszu książkę. Serialu jak do tej pory obejrzałam dwa odcinki (bo też i tyle ich wyemitowano), bo – czekając do jesieni na kolejny sezon ,,Belfra” – ćwiczyłam się zawzięcie w skakaniu pilotem po kanałach. Zapowiada się ciekawie.

Książka też jest niczego sobie. Szkoda tylko, że na końcu ja osobiście się zapętliłam i w pewnym momencie absolutnie przestałam ogarniać, co tam się w tym Królewskim Mieście Krakowie dzieje… albo działo w pierwszych latach XX wieku, czyli w czasach w których akcja powieści się rozgrywa. Ale na to moje ,,zapętlenie się” wpłynęło – przypuszczam – także parę czynników, z samą książką niezwiązanych. Na przykład to, że jestem ostatnio zabiegana i po prostu za wieloma rzeczami przestałam nadążać…

,,Najdłuższa noc”? Jeśli ktoś lubi odrobinę ludowych wierzeń, romansu, kryminału, czarnego humoru, to… to jest coś dla niego. 

Florystka, która nie cierpiała kwiatów

Książki, które wyszły spod pióra Katarzyny Bondy – robią furorę. Stwierdziłam, że może czas najwyższy po nie sięgnąć – przez kilka lat się zbierałam; a ponieważ zanosiło się wręcz na odkładanie tego ab mortus defecatus – powyższe uczyniłam. I zaczęłam od ,,Florystki”.

Początek był tak przydługi i nudny, że po paru próbach czytania doszłam do wniosku, że, niestety, ale ja go nie przełknę. Przeskakując kilkanaście stron,  dotarłam do miejsca w którym cała akcja się tak naprawdę zawiązała. A potem już – aż do końca – trzymała w napięciu. Oczywiście, pytanie jest standardowe: ,,kto zabił?”. Kim jest/są morderca/y dwojga dzieciaków – Zosi i Amadeusza? Jaką rolę w tej historii odgrywają matki obydwojga, a jaką – nauczycielka gry na instrumencie muzycznym? Co ma do obydwu tragedii – trzecia z nich: śmierć młodej mężatki?

Bonda umiejscawia akcję książki w Białymstoku, a głównym bohaterem czyni nie kolejnego policjanta, detektywa et cætera, ale policyjnego psychologa – profilera (tworzącego profile nieznanych przestępców). Powiem tak: miła odmiana po wielkich miastach (po takiej Warszawie /takim Krakowie / takim Wrocławiu) i nawet najlepiej napisanych postaciach detektywów czy policjantów z wydziału zabójstw. Dodatkowym atutem jest to, że Bonda bardzo sprawnie posługuje się językiem charakterystycznym dla środowiska zawodowego policji. Czy wynika to z długoletniej praktyki dziennikarskiej? Tego nie wiem. Ale z pewnością z przeczytanych ostatnio kryminałów (Mróz, Puzyńska i reszta) – ten Bondy wydaje mi się najmniej ,,bajkowy” i przerysowany, a najbardziej prawdziwy.

Ten Pan B. i Jego ludzie

Szanowni Czytelnicy Bloga kojarzą osobę Magdaleny Czapińskiej z tą szczególnie bliską mi modlitwą o której nieraz tu pisałam, jak również z piosenką o świętym spokoju, cytowaną kilka postów temu. Dzisiaj – tekst piosenki o Panu B. i Jego urzędnikach. I o ile ,,moja” piosenka to – jako się rzekło – modlitwa, o tyle tutaj mamy Pana B i s – kę w niejako krzywym zwierciadle. Nosi owy utwór tytuł ,,Urzędnicy Pana B.” i wykonywany był w ramach świetnego Kabaretu Olgi Lipińskiej.

 

,,Dałeś mi, Panie, rozum i wiarę,
duszę rogatą, serce za ciasne
no i sumienie – jak to sumienie –
niedoskonałe, za to własne.

Z tobą się zawsze jakoś dogadam,
w smutku pocieszysz, w biedzie pomożesz,
lecz ten naziemny Twój personel…
o, z personelem to już gorzej.

Swój święty nos pcha mi pod kołdrę,
poucza, w duszy grzebać chce…
Chyba dlatego tak nie lubię
Twych urzędników, Panie B.

Kiedy pomówić z Tobą muszę,
robię to tak jak Tewie mleczarz,
a Ty nadstawiasz Boże ucho
i słuchasz mnie, i nie zaprzeczasz.

Bo chcesz zrozumieć lęk człowieczy,
nasze zmęczenie ponad siły
i jesteś dla nas wielkoduszny,
a dla mnie bywasz nawet miły.

Więc się nie mieszaj, sługo Boży,
gdy z Twoim Panem mówić chcę.
Nie potrzebuję pośredników
w moich rozmowach z Panem B.

W departamencie spraw niebieskich
są moje akta personalne
i każdy krok mój czujnie śledzą
anioły twe transcendentalne.

Lecz gdy przed Tobą kiedyś stanę,
sama chcę z życia się tłumaczyć,
proboszcz by nie dał rozgrzeszenia,
a Ty zrozumiesz i przebaczysz.

Więc – póki żyję, myślę, czuję –
niech ręka Boska broni mnie
przed pychą i nadgorliwością
Twych urzędników, Panie B.!”

No More Jokes…!

Rock progresywny to jakoś nigdy nie były moje klimaty – przyznam szczerze. Zazwyczaj celowałam w coś, co jest bardzo melodyjne i – niekiedy – wyciska morze łez. Wzruszałam się, na przykład, przysłuchując się twórczości nieśmiertelnej Edyty Geppert – ,,nieśmiertelnej”, bo słucham jej w zasadzie na okrągło, a jedna z jej piosenek jest mi szczególnie bliska (inna, może mniej bliska, ale często wałkowana to ,,Czy pamiętasz jak to było?”). Mecenas S. ostatnimi czasy bardzo namiętnie kwituje moje upodobania muzyczne cytatem z absolutnie beznadziejnej – jego zdaniem – piosenki bodaj najdłużej działającego polskiego zespołu: ,,,…to śpiewają chłopcy z naszego puebla…”. Lojalnie uprzedzam: do tego poziomu jeszcze się nie zniżyłam.

Za sprawą mojego kuzyna (bliskiego; nasi dziadkowie byli rodzonymi braćmi) – biegacza, motocyklisty i basisty w jednym – stałam się szczęśliwą posiadaczką płytki zespołu No More Jokes. Dzisiaj płytę rzeczoną odsłuchałam ( wiem, wiem, jestem straszna, wredna i okropna, bo odsłuchałam ją nie od razu, ale CAŁE PIĘĆ DNI po otrzymaniu… no ale nie moja wina, że wracałam do domu po dwudziestej trzeciej! 😦 ) – i teraz łazi za mną ,,wrzucony” poniżej kawałek. Wszystkie piosenki z płyty wylądowały u mnie w komórce – celem pieszczenia nimi moich biednych schorowanych uszu (ironizuję w tym momencie, ale… więcej tutaj i – ewentualnie – tutaj; o tym, dlaczego tak wprost o moim problemie mówię i piszę tutaj)

Serdeczne dzięki, Panowie! 🙂

Ps. Fanpejdż No More Jokes na fejsie: No More Jokes

Oficjalna strona

JuTjub :p

A ja tymczasem, życząc miłego słuchania, wracam uczyć się duńskiego!

Korpo według Świerzewskiego

RE – WE – LAC – JA! 

Dynamiczna opowieść o prawach rządzących korporacją. Przewodnikiem po bezwzględnym świecie bezwzględnej korpo jest Aleksander ,,Aleks” Rymer, jeden z najlepszych absolwentów LSE (London School of Economics) w swoim roczniku. Działa niczym cyborg – jest zimnym i wyrachowanym mężczyzną, który nie cofnie się absolutnie przed niczym, jeśli summa summarum to on osiągnie upatrzoną korzyść (czyli ,,po trupach do celu”). Nie tylko on tak działa – w książce zostaje nam przedstawiona cała grupa jemu podobnych. 

Korporacyjna walka o władzę, takie trochę wyzucie z uczuć wyższych – to Olgierd Świerzewski ustami Aleksa Rymera (bądź Aleks Rymer piórem bądź klawiaturą komputera Olgierda Świerzewskiego) serwuje czytelnikom ,,Mastera”. Tę świetną powieść czyta się w kilka godzin dosłownie. Aż żal, że liczy sobie wszystkiego 527 stron! 😦