Jesienne Miasto

Nie ma mnie teraz – jak wiadomo – w Kopenhadze, tak więc mogę sobie – póki co – jedynie wyobrazić, jak pięknie musi być w København jesienią. Spaceruję sobie aktualnie po tym z miast, w którym mieszkam na co dzień. Ostatnie liście powoli opadają z drzew. Szkoda, że jest pochmurno… ale cóż. Jesień. Wszak to już koniec października. Przyroda powoli zapada w błogi zimowy sen.

…złotawa,

krucha 

i miła.

Powyżej – słoneczne zdjęcie mojej ulicy. Sprzed kilku dni.

Krater

Jest taka książka, którą lubię. Opowieść Ojca o Córkach. O Ich wzrastaniu. Od momentu narodzin Starszej Córki – aż po Jej śmierć, która nastąpiła w sierpniu 1944. Tę wzruszającą historię – historię Ojcowskiej Miłości – symbolicznie kończy list Młodszej Córki z okresu, kiedy Ona urodziła swoje pierwsze dziecko. Na Kraterze wzrosło więc nowe Ziele.

Powyższe zdjęcie przedstawia Krystynę (1919 – 1944), Starszą z Córek. Ojcem, który tak pięknie o Niej pisał – był Melchior Wańkowicz (zm. 1974). Książka, którą tak kocham, nosi tytuł „Ziele na kraterze”. 

Wzruszyłam się, bo pomyślałam o moim Ukochanym Tacie. O Mecenasie S.- jak o Nim czasem w żartach mówię czy piszę. Mogę się tylko domyślać, jak trudny musi być dla Niego zbliżający się 1 listopada. Kto zna historię Taty i Mojej Rodziny, ten z pewnością domyśli się, o co mi chodzi. W przeddzień 30. rocznicy – 10 września bieżącego roku – zamieściłam tu – na blogu – wiersz księdza Jana Twardowskiego. 

Czy ja jestem Zielem, który wyrósł na Kraterze? Nie chcę pisać o sobie w takich kategoriach. Jestem Córką swojego Najdroższego Taty – Dobrego, Kochanego Człowieka. Człowieka, który przeżył coś, czego nie życzyłabym najgorszemu wrogowi. 

Zbliża się 1 listopada. Czas zadumy, modlitwy. Wiem, że Oni cały czas są z nami, ze mną… Nie poznałam swojego Rodzeństwa, ale prawie co tydzień jestem u Nich – na cmentarzu. Myślę o Nich, czasem mi się śnią. Wiem, że byliby ze mnie dumni. Cieszyliby się sukcesami młodszej – o siedemnaście i jedenaście lat – siostry. 

Krater… ziele… ziele na kraterze. A może jednak Pan Bóg uczynił mnie takim Zielem? 

Bo gdziekolwiek są – 

dobrze Im jest,

gdyż są z nami,

choć w innej postaci…

Welcome to London! <3

Pierwszy wpis na blogu od  miesiąca. Do powrotu do pisania namówiła mnie moja przyjaciółka Polly <3. 

To z Polly spędziłam cudowny weekend w Londynie. Dzięki temu – czuję się lepiej. Pogaduchy, wspólny śmiech, wspólne łażenie po mieście… wspólne gofry, chipsy i ciastka Oreo ❤ a przede wszystkim bycie razem. Nie wiem, Polly, jak Ci dziękować ❤ 
Resztę zdjęć zamieszczę już po powrocie do domu.