E. Geppert

Teksty o życiu – takim, jakim jest. Niesłodzone. Prawdziwe. Ale jednocześnie – dające nadzieję, że się podniesiesz. Bo przecież ,,trzeba znaleźć – tu, na Ziemi – swoją prawdę, nawet gorzką, nawet słoną”. Czasem – pod pozornie humorystycznymi słowami – kryjące to, co gorzkie, bolesne, smutne. Tak jest z piosenką dotyczącą  ,,Pamiętnej wycieczki”, która wyszła spod pióra Asji Łamtiuginy.

,,Landrynki” Patrycji Tomczak. Jeden z najsmutniejszych utworów. Ale chyba każdy z nas zna takie samotne osoby.

,,Spóźnili się na pociąg świata,

odtąd czekają. 

Jak z bicza trzasł przemknęły lata –

czas w miejscu stanął.

W gazetach krzyży rośnie rząd

nad kolegami,

przed wojną to w szwach pękał dom,

a teraz sami.

Landrynek przechowują stos

w starym bufecie,

opowiadają wszystkim wkrąg

o dobrych dzieciach.

Tyle by mieli przecież im

do pomilczenia,

a w głowie nie postanie myśl,

że czas to pieniądz.

Daremnie wzrok wbijają w drzwi,

tuląc w objęciach

tych, co znów nie zdążyli przyjść – 

wnuki na zdjęciach.

Gdy wreszcie w pustych stanie dzrzwiach

zła Czarna Pani,

to poczęstują, żaden strach,

ją landrynkami.

Wtedy zatrzyma Was na chwilę

śmierć tych, co byli Waszym życiem,

czas chciał, więc muszą zostać w tyle –

odżałowani pracowicie.

Potem wrócicie do swych zajęć,

zajęci czasem, a czas Wami,

dopóty czas jest Wasz, dopóki

nie zostaniemy wreszcie sami.

Dopóty czas jest Wasz, dopóki

nie zostaniemy wreszcie sami

smutno czekając na swe wnuki

wraz z niechcianymi landrynkami.”

Tęsknota za tym, co już nie wróci. ,,Czy pamiętasz jak to było?” – pyta. Śpiewa o swoim królestwie.

Edyta Geppert. Pierwsza Dama Polskiej Piosenki.

geppert_edyta_320

(Źródło zdjęcia)

 

 

 

Herbata zimowa

Jest ciepło i słonecznie, choć niewątpliwie… zimowo i lutowo. Ale takie zimy są piękne – gdy śnieg nie jest mokry i nie przybiera wyglądu brei, a pozostaje białym puszkiem oświetlanym promieniami słońca. W takich okolicznościach przyrody – w kawiarni w całkiem bliskim sąsiedztwie mojego em – kwadratu – popijam zimową herbatę:) i tak mi błogo i dobrze.

Bóg. I miasto. Wielkie miasto!

Starannie przygotowane – i przeprowadzone – przez Katarzynę Olubińską wywiady ze znanymi ludźmi, którzy nie boją się przyznać: ,,Tak. Wierzymy„. Żyją – jak my wszyscy – w zwariowanym pędzie zwariowanego świata. Zdarzało im się miewać chwile zwątpienia. Przezwyciężyli je. Dziś otwarcie mówią o swojej wierze w Boga.

Ja sama poważnie zwątpiłam kilka lat temu. A mój stosunek do Kościoła jako do instytucji bezkrytyczny nie jest. Najważniejsza jest dla mnie wiara sama w sobie. Wierzę w Boga. Ta wiara daje siłę, daje nadzieję na to, że… że dam radę. ,,Że jakoś to będzie” – jak to ja mawiam. Tym chętniej sięgnęłam po książkę ,,Bóg w wielkim mieście” – takie lektury to zawsze dodatkowy zastrzyk nadziei.

Zdajesz maturę? Znaj swoje prawa!

Natalia – autorka bloga ,,Słysząca na nowo” – poruszyła temat egzaminu maturalnego osób niesłyszących. Ja zdawałam ten egzamin x lat temu, więc nie ukrywam, że coś się mogło pozmieniać w kwestii przepisów, ale dorzucę coś od siebie.

Egzaminy maturalne z polskiego, matematyki i języka obcego osoba niesłysząca pisze w osobnej sali, przed osobną komisją. Arkusze z języków są zupełnie inne niż te, które piszą osoby słyszące. W przypadku pozostałych egzaminów – jedynie nie przenosisz odpowiedzi na kartę odpowiedzi, która jest z tyłu, a zaznaczasz je w arkuszu (a przynajmniej tak było… ekhm… za moich czasów). Aha, i masz wydłużony czas. O pół godziny (Chyba. Podkreślam: chyba. Bo w tej materii mogło się coś pozmieniać).

Język obcy – arkusz nie zawiera tak zwanego listening comprehension (rozumienia ze słuchu). Możesz również się starać o zwolnienie z egzaminu ustnego. Moi angliści ze ,,szkoły w podkowę złożonej”pani Duda i profesor Radosław Motrenko – tak długo nade mną pracowali, tak długo mnie przekonywali, aż zdecydowałam się zdawać ustny angielski. Dopiero potem zrozumiałam, o co tak naprawdę Im chodziło: o to, żebym – niezależnie od sytuacji – była w stanie się wysłowić, o to, żebym gadała. Wiadomo: egzamin to stres, ale… musisz coś powiedzieć (a przynajmniej się postarać). Będąc w mojej pięknej København – tam to dopiero przeszłam szkołę gadania 🙂

Link do wpisu Natalii

Uczącym się do matury: połamania piór!

Ps. I pozdrawiam znad nauki Najpiękniejszego Języka Świata!

Gdy odchodzi Przyjaciel

,,Dokąd idą psy, gdy odchodzą?

No bo jeśli nie idą do nieba,

to przepraszam Cię, Panie Boże,

mnie tam także iść nie potrzeba.

Ja poproszę na inny przystanek,

tam, gdzie merda stado ogonów.

Zrezygnuję z anielskich chórów,

tudzież innych nagród nieboskłonu.

W moim niebie będą miękkie sierści,

nosy, łapy, ogony i kły.

W moim niebie będę znowu głaskać

moje wszystkie pożegnane psy…”

(B. Borzymowska ,,Moje psie niebo”)

Odszedł dzisiaj za Tęczowy Most. Kilka miesięcy przed swoimi trzynastymi urodzinami. Był pięknym Jamnikiem. Psiakiem o niezwykłym instynkcie myśliwskim – las był Jego żywiołem. Był cudownym Psiakiem. Kochał nas – swoich państwa. My kochaliśmy Jego.

Był wrzesień 2005 roku. Moje urodziny. Śliczny Szczeniaczek o dziczym umaszczeniu, na szyi miał różową kokardkę. Miał też już imię – Servis.

To było trzynaście pięknych lat.

Wspólne pobyty z Tobą na Suwalszczyźnie. Długie spacery, które tak lubiłeś. Cieszyłeś się na nie. Nawet w ostatnich dniach – dzielnie dreptałeś, przynajmniej do skraju lasu… dalej się nie zapuszczałeś. Ale jeszcze dwa dni temu poszedłeś na ten skraj i wróciłeś (sam!) do domu.

Serviniu Mój Kochany, do końca walczyłeś dzielnie. Jeszcze dzisiaj rano przyjąłeś ostatni zastrzyk. Odszedłeś po południu. Cicho i spokojnie. Odszedłeś otulony ciepłą kołderką.

Niech Ci tam będzie dobrze, za Tęczowym Mostem. Wierzę, że w moim niebie znowu Cię pogłaszczę. Przytulę. Poczuję Twój zimny mokry nos na policzku i Twoją szorstką sierść pod palcami. Usłyszę Twoje szczekanie – charakterystyczne, niskie, nierzadko alarmujące przed czymś bądź kimś. Że zobaczę Ciebie, mojego Pięknego, Ukochanego Psiaka. Mojego Servisa.

Kocham Cię.

Twoja Pani

Ps.

,,Śpij piesku, śpij…
już odpocząć trzeba
Może będziesz miał
swój kawałek nieba
Może będzie tam
piękniej niż tu teraz
Może spotkasz tych, których tu już nie ma…

Śnij, piesku, śnij…

Wojskowość et cætera

A ja w Walentynki zaszalałam. Sprezentowałam sobie kolejną książkę (przy czym, jak zwykle zresztą, poprosiłam przy kasie o zamazanie ceny – bardzo nie lubię, jak ktoś wie, ile wydaję na książki). Wiedziona uczuciem do nauki (no, jak Walentynki, to musi być coś o uczuciu!) – szarpnęłam się, inwestując w vademecum. Vademecum historyczne, bo jakżeby… inaczej? I właśnie je pożeram. Aktualnie ciągnę starożytność. I wyczekuję TEGO momentu w którym dobrnę do okresu, który jest moją wielką pasją – do okresu II wojny światowej.

Zainteresowania naukowe – i zawodowe – mam… hmmm… męskie. Raczej. II wojna właśnie, wojskowość, Powstanie Warszawskie – to tygrysy lubią najbardziej. Kiedy odbywałam praktyki studenckie w archiwach wojskowych, dziwiono się: ,,Wojskowość? To nie jest takie powszechne u kobiet!” (w jednym z archiwów dyrektor spytał mnie wprost, czy przyszłam tam na praktyki z własnej woli, czy ktoś mnie zmusił), zajęcia z historii wojskowości podczas studiów – też były zdominowane przez facetów. No i moja postura liliputa (mam wszystkiego 161 cm wzrostu) – jakoś mało współgra z pojęciem: ,,wojsko”. Miałam swego czasu pomysł, żeby iść do woja (śniłam w ogóle o studiach w gdyńskiej Akademii Marynarki Wojennej), ale jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi (w moim przypadku) o słuch.

Są te moje pasje ze mną od niemal czternastu lat. Uczyniłam je swoim wykształceniem, swoim zawodem. Nauczyły mnie wytrwałości, uporu w dążeniu do celu. Niech będą. Niech trwają.