Jest coś takiego

Wiersz Franciszka Klimka. Znalazłam go na Facebooku pod postem o suni, która szuka domu.

Ktoś ustanowił tak tam na Górze
I trudno nam to wytłumaczyć:
Jest coś takiego w psiej naturze,
Że pies nam wszystko chce wybaczyć.

I głód. I chłód. I niewygodę
Gdy łańcuch jeszcze bardziej skrócą,
I ból, i strach, i niepogodę,
I poniewierkę, gdy wyrzucą.

Jest coś takiego w psiej naturze,
Co ludzie często mają za nic:
To wierność, która trwa najdłużej
I miłość, która nie zna granic.

Ta miłość się nie może znużyć
Ani z latami, ani z wiekiem,
Ale by na nią móc zasłużyć,
Trzeba po prostu być człowiekiem.”

Poniżej – B. Moja B.

Moja i nasza codzienność

„Fakty” zaprezentowały poniższy materiał:

„Na wymianę procesora mowy za długo się czeka”

I to jest, niestety, także i moja codzienność. Ja tylko stwierdzam fakt. Smutny fakt.

Trochę pisałam o posiadaniu procesorów, gdy trwał strajk osób niepełnosprawnych w 2018 roku. Moje procesory mowy mają już dziewięć lat. Powinny być już wymienione. Przynajmniej jeden z nich. Ale – nie są. Czekam i czekam…

Budzę się rano i modlę się, żeby zadziałały. Nie działa już wyświetlacz w jednym z nich. Program, na który ten procesor powinien być ustawiony, poznaję po tym, jak słyszę. Kabelki ledwie zipią, więc muszę się bardzo napracować, by tak „przyłożyć” cewkę (czyli to, co jest przy samej skórze) do głowy, żeby móc cokolwiek usłyszeć.

Zdarza się mi aż podskoczyć na ulicy – bo jest za głośno. A ja boję się przestawiać procesor na cichszy program – nie chcę robić tego „na czuja”.

Baterie też mam zawsze w zapasie i zawsze przy sobie. Nigdy nie wiem, kiedy mogą się przydać. Jeszcze niedawno to były nawet cztery dni. Teraz…? Teraz wolę być na wszystko przygotowana. Bo pierwsza myśl, gdy aparat nie działa, to – mimo wszystko – „A może to tylko bateria?”. Gdyby ktoś chciał zobaczyć, jak takie baterie wyglądają, to wklejam link do sklepu, w którym od lat już się w nie zaopatruję: hurt.com.pl.

Przerywają. Nie słyszę momentami. Więc poprawiam, poprawiam, poprawiam. Czuję wszczepy pod palcami. Poprawiam magnes – odruchowo. Ciągle mam tę nadzieję: „A może… wysunął się z cewki?”.

Strasznie, strasznie się boję, że spełni się najczarniejszy z moich snów. Że obudzę się rano i one już nie zadziałają. Że nie pomoże wymiana baterii, włożenie do osuszacza. Że pozostanie cisza. Ja wiem, że ja jestem w niej całe życie. Ale jednak mając sprawne procesory z niej wychodzę. Choć na dzień, bo na noc je ściągam…

Pięknie mogło(by) być

Lipiec – w domowych pieleszach. Sierpień szykuje się wyjazdowy. Usiłuję sfiniszować temat mojego prawa jazdy – po dziesięciu latach już naprawdę zaczynam mieć nóż na gardle. Wiem, że na samochód moich marzeń w życiu nie będzie mnie stać, a i w sumie chyba wyglądałabym w nim śmiesznie – ja nie jestem przesadnie dużą osobą, a auto ze snów to Nissan Pathfinder. Alternatywą dlań jest Suzuki Swift, ale jeżeli ten, to koniecznie w kolorze czarnym (wszak „Czarność nad czarnościami i wszystko czarność”!). Podobają mi się jeszcze Skoda Citigo i Volkswagen UP. Najważniejsze jednak to zdać. Po prostu zdać i mieć to wszystko za sobą. A ja się zawsze stresuję przed wszelakimi egzaminami. Próbowałam już wielu „odstresowywaczy” i właściwie niewiele one mi pomagają. Może z czasem przestanę aż tak bardzo przeżywać.

Wczoraj nabyłam (drogą kupna, rzecz oczywista) kolejne dwie książki o Zawrociu. Już się cieszę na ich lekturę. W szczególności tę wieczorną – przy świecach i piosenkach Kofty.

O tej porze

Słucham piosenki Grażyny Łobaszewskiej. I przypominam sobie, jak w zeszłym roku zastanawiałyśmy się z moją Mamą: „Za rok o tej porze…”.

O tej porze…

Mija właśnie dokładnie rok od czasu, gdy poznałam moją Malutką B. Gdy zaczęłam jeździć do Niej raz w tygodniu po pracy. Gdy zaczęłam wychodzić z Nią na spacery. We wrześniu będzie rok, od kiedy zamieszkałyśmy razem.

A tak wygląda moja cudowna Kruszynka teraz. Właśnie słodko śpi. Czy jest szczęśliwa? Mam cichutką nadzieję, że tak…

A jej Pani – w drugim pokoju – się uczy. Ze słuchawkami na uszach…

Siti brejk

Wpadłam do Poznania. Na dwa dni dosłownie. Taki mały city – break.

Przyjeżdżam do rozmaitych miast łazić. Niekoniecznie po muzeach. Lubię po prostu iść przed siebie – zatopiona w swoich myślach. W swoich marzeniach. Nie kocham się z komunikacją miejską i taksówkami.