Welcome to Gilead. I piszę to z przykrością. Ale tak jest. To jest średniowiecze w tym momencie. Choć może też wzbudzać skojarzenie z Rumunią epoki Ceausescu. Proponuję obejrzeć film „4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni”.
Podróże kształcą (podobno), ale teraz podróżować to jednak trochę strach. Nawet taką komunikacją (pod)miejską. I piszę to z zapchanej do granic wytrzymałości wukadki. Wymyśliłam, że uniknę porannego tłoku, jadąc godzinę wcześniej niż jeżdżę zazwyczaj. Cholernie zdziwiona tym zastanym w pociągu tłumem, poskarżyłam się Mecenasowi S. w naszej porannej rozmowie telefonicznej. Zostałam uświadomiona (a w zasadzie: przypomniano mi), że na ósmą też ludzie jeżdżą do pracy.
Także – pierwszy kierunek dziś: praca.
Pierwszy „pokoronny” kierunek podróży? Nie mam ustalonej destynacji. Jest parę miejsc w Polsce do których odwiedzenia zbieram się od paru ładnych lat…
Im jestem starsza, tym łatwiej przychodzi mi akceptowanie siebie. Nie przejmuję się brakiem sztucznych rzęs i tym, że muszę wyjść z domu bez makijażu (choć akurat teraz w domu siedzę, bo ciągle mam stan podgorączkowy i jestem po prostu bardzo słaba). Kilka lat temu Ktoś, kto jest mi bardzo bliski (i dziesięć lat ode mnie starszy), powiedział mi:
– Przejdzie Ci latanie w mejkapie. Jak byłam w Twoim wieku, to bez tapety się z domu nie ruszyłam. A teraz wiesz, że mi przeszło?
I ja też już jestem na tym etapie. Tak czuję. Mogę mieć jedynie lekko potuszowane rzęsy, a na paznokciach – odżywkę zamiast zieleni, czerwieni czy czerni.
I może być mi z tym naprawdę nieźle. Zwłaszcza, że w uszach dźwięczy mi tekst do utworu Maryli Rodowicz:
„Z bólu wyrosnę, z trzepaka zejdę. Jeszcze się tylko nacieszę we śnie i wyjdę wcześniej.
Ale nic, ja się jeszcze roztańczę, ale nic, ja się jeszcze rozkręcę. Choćby w tańcu tym jak pąk róży pękło serce, me głupie serce.
Bo gdy nawet ta bladź kostucha wcześniej zwali mnie z tego trzepaka, no to cóż, pozostanę na brudno, na brudno, lecz – z lotu ptaka!
Z bólu wyrosnę, z trzepaka zejdę. Jeszcze się tylko nacieszę we śnie i wyjdę wcześniej”
Zwłaszcza… No właśnie. Tak to już jest z utworami, które gdzieś tam zaczynają za mną łazić. Najpierw teksty, a potem dopiero muzyka (i tak było w tym przypadku). Najczęściej. I to też zaakceptowałam.
Chociaż – akceptacja wygląda też tak. I też jest taka bardzo moja.
To, że mam swój świat – też zaakceptowałam. Choć kiedyś może zejdę z tego trzepaka. I stanę się bardziej przyziemna.
Media żyją sprawą dwunastoletniego chłopca z Podkarpacia, który zmarł po pogryzieniu przez amstaffy. Rozumiem – stała się tragedia. Ale w takich sytuacjach zaczyna się hejt na psy. Nie zawsze może, ale często. Teraz też jest ten hejt. Tyle tylko, że za psy – za ich wychowanie i to, jak się zachowują, jak funkcjonują, odpowiadają WŁAŚCICIELE. Zrozummy to. Pies ma instynkt. Rasy typu amstaff, rottweiler, cane corso – mają bardzo silny instynkt obronny. Odpowiednio poprowadzone, odpowiednio „zadbane” przez swoich „ludziów” naprawdę mogą być najspokojniejsze, najłagodniejsze. Bo okiełznanie psa – to zadanie dla właściciela. Osobiście wychowywałam się z kanapową rottweilerką i bardzo miło wspominam tę psinę, co do ktorej trzeba było tylko pamiętać, by nie podejsc zbyt blisko do jej miski, bo tego nie lubiła. Być może tak było i w przypadku tych amstaffów – może zostały przekroczone pewne ich granice.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.