Jedynie w kapeluszach był nieporządek

Nieporządek. Taki rozgardiasz – niczym w rzeczonych kapeluszach…

Nieporządek.

Chaos.

Kiedy wszystko staje na głowie.

Tak jak dziś.

Przez caly dzień: praca. Praca. Praca. Spokojna – jak to u mnie – lubię pracować w ciszy i spokoju.

A na koniec dnia – rozmowa. Przewartościowała wiele rzeczy. Zwróciła uwagę na rzeczy, o których nawet bym nie pomyślała.

Dziękuję za tę szczerą, piękną rozmowę. Otworzyłam się. Czułam, że mogę to zrobić.

Dzień Ciasteczek z Czekoladą

Chyba powinnam wrzucić na większy luz. Mniej się przejmować drobnostkami. Nie próbować na siłę zmieniać tak siebie, jak i zbawiać całego świata dookoła (ach, ta rola etatowego miłosierdzia).

Taka myśl. Parę dni po tym, jak dowiedziałam się, że istnieje coś takiego jak Dzień Ciasteczek z Czekoladą. Takie postanowienia działają jak te Ciasteczka – osładzają życie. Bardzo osładzają życie.

Kopenhaski wiatr

Pogoda, która teraz opanowała nasz piękny kraj, jako żywo przypomina mi tę kopenhaską. Wspomnienia z Kopenhagi pojawiają się ostatnio często, bo oddaję się lekturze książek Łukasza Orbitowskiego, który mieszkał w Mojej Pięknej København i tam akcja części powieści ma miejsce. Najpiękniejszy Język Świata leży i kwiczy kwikiem rozpaczliwym od tygodnia. Muszę doń zasiąść, tylko ciągle nie mam kiedy – dzień w dzień wracam do domu bardzo późno.

Zrobię wszystko, tylko bądź

K jak Kofta.

J jak Jonasz.

Lata życia: 1942 – 1988.

Jeden z tych najbardziej przeze mnie lubianych.

Obok Osieckiej i Przybory.

Począwszy od ,,Radości o poranku” Grupy I, kończąc na Hannie Banaszak.

,,Nie, nie możesz teraz odejść
Bierzesz mi ostatnią wodę
Żar pustyni pali mnie
Bezlitosna płowa pustka
Mam spękane suche usta
Pocałunek mój to krew
Nie, nie możesz teraz odejść
Kiedy cała jestem głodem
Twoich oczu, dłoni twych
Mów, powiedz, że zostaniesz jeszcze
Nim odbierzesz mi powietrze
Zanim wejdę w wielkie nic
Nie, nie możesz teraz odejść
Jestem rozpalonym lodem
Zrobię wszystko, tylko bądź
Bądź, zostań jeszcze chwilę, moment
Płonę, płonę, płonę, płonę…
Zimnym ogniem czarnych słońc
Nie, nie możesz teraz odejść
Popatrz listki takie młode
Nim jesieni rdza i śmierć
Bądź – proszę cię na rozstań moście
Nie zabijaj tej miłości
Daj spokojnie umrzeć jej

Uwielbiam.

Poetka znikła w oddali

Dzisiaj poetycko! Osiecka chodzi za mną krok w krok:) jak pisał o Niej Wojciech Młynarski.

Poetka znikła w oddali,
bardzo dalekiej oddali,
Wszyscy Ją świetnie znali,
wszyscy Ją strasznie kochali.

Lecz skoro tak ją kochali,
tak bezgranicznie, tak mocno,
czemu w co drugim Jej wierszu
taka straszliwa samotność?

Jeśli aż tylu Przyjaciół
wciąż przy Niej, za Nią się snuło,
czemu w co drugiej piosence
takie błaganie o czułość?

Poezja…

Pokolenie Dziadków

Czytelnicy ,,Mrowiska” nieraz już czytali o moim Ukochanym Dziadziusiu. Najdroższym, Najukochańszym Dziadziusiu. I o Jego rodzinnym ,,Zawrociu„. Natomiast chyba nigdy nie pisałam o moim drugim Dziadku. I obydwu Babciach.

Dziadziuś przeżył z moją Babcią, a swoją ukochaną Ninką – czterdzieści dwa lata w małżeństwie. (Przy okazji – zastanawiam się, jak to się stało, że mówiono na Nią Ninka – miała na imię Wanda.) Obydwoje przez całe życie ciężko pracowali. Babcia pochodziła spod Lublina, poznali się już w Warszawie, pobrali – w Jej rodzinnych Kijanach. Mój Tata – mój Mecenas S. – to jedynak. Wychowali Go na wspaniałego Człowieka, odebrał staranne wykształcenie. Babcia zachorowała na początku lat dziewięćdziesiątych. Odeszła 5 września. Ja się urodziłam 15 – dokładnie dziesięć dni później. Mawiam, że minęłyśmy się gdzieś po drodze.

Od strony Dziadziusia mam moje ,,Zawrocie”, od strony drugiego Dziadka – Nadolną (niedaleko Łodzi; ,,Zawrocie” to moje ukochane rodzinne Podlasie). Dziadek (bo słowo Dziadziuś jest zarezerwowane dla… Dziadziusia) pochodził spod Jeżowa. Urodził się w Jasieninie. Był najmłodszym z licznego rodzeństwa, wcześnie stracił ojca, kilka lat później – matkę. Pracował w Nysie (gdzie przyszły na świat Jego dwie starsze córki – siostry mojej Mamy), a następnie w rogowskim arboretum (i tam urodziła się moja Mama). Po przejściu na emeryturę mieszkał na Podkarpaciu, ostatnie lata życia spędził w rodzinnych okolicach Łodzi. Zmarł w 2012 roku, kilka miesięcy przed swoimi dziewięćdziesiątymi urodzinami.

Natomiast Jego żona pochodziła z Szydłowca. Zajmowała się domem i trzema córkami. Byłam dla Niej ,,Pusią” – jak zresztą właściwie wszystkie inne dzieci, bo – wskutek choroby – traciła pamięć: stopniowo zapominała… wszystkiego właściwie. Męża nie rozpoznawała, trzech córek też nie, zięciowie byli zupełną abstrakcją, a o sześciorgu wnucząt nie wspomnę (tak się ładnie złożyło, że jest nas po równo: trzech wnuków i trzy wnuczki). Byłam ,,Pusią”, jeśli, oczywiście, nie pomyliła mnie z jednym z moich braci ciotecznych i nie nazwała męskim imieniem. Nie znałam Babci jako osoby zdrowej – z roku na rok było coraz gorzej, bo na chorobę, na którą cierpiała, póki co nie znaleziono leku. A ja byłam dzieckiem, więc to, co widziałam, napawało mnie lękiem. W pewnym momencie przestano zabierać mnie do Niej. Babcia odeszła prawie czternaście lat temu po długich cierpieniach, w końcowym okresie w ogóle nie było z nią kontaktu.

Cały czas badam historię swojej rodziny. I coraz bardziej mnie to wciąga.