Czytelnicy ,,Mrowiska” nieraz już czytali o moim Ukochanym Dziadziusiu. Najdroższym, Najukochańszym Dziadziusiu. I o Jego rodzinnym ,,Zawrociu„. Natomiast chyba nigdy nie pisałam o moim drugim Dziadku. I obydwu Babciach.
Dziadziuś przeżył z moją Babcią, a swoją ukochaną Ninką – czterdzieści dwa lata w małżeństwie. (Przy okazji – zastanawiam się, jak to się stało, że mówiono na Nią Ninka – miała na imię Wanda.) Obydwoje przez całe życie ciężko pracowali. Babcia pochodziła spod Lublina, poznali się już w Warszawie, pobrali – w Jej rodzinnych Kijanach. Mój Tata – mój Mecenas S. – to jedynak. Wychowali Go na wspaniałego Człowieka, odebrał staranne wykształcenie. Babcia zachorowała na początku lat dziewięćdziesiątych. Odeszła 5 września. Ja się urodziłam 15 – dokładnie dziesięć dni później. Mawiam, że minęłyśmy się gdzieś po drodze.
Od strony Dziadziusia mam moje ,,Zawrocie”, od strony drugiego Dziadka – Nadolną (niedaleko Łodzi; ,,Zawrocie” to moje ukochane rodzinne Podlasie). Dziadek (bo słowo Dziadziuś jest zarezerwowane dla… Dziadziusia) pochodził spod Jeżowa. Urodził się w Jasieninie. Był najmłodszym z licznego rodzeństwa, wcześnie stracił ojca, kilka lat później – matkę. Pracował w Nysie (gdzie przyszły na świat Jego dwie starsze córki – siostry mojej Mamy), a następnie w rogowskim arboretum (i tam urodziła się moja Mama). Po przejściu na emeryturę mieszkał na Podkarpaciu, ostatnie lata życia spędził w rodzinnych okolicach Łodzi. Zmarł w 2012 roku, kilka miesięcy przed swoimi dziewięćdziesiątymi urodzinami.
Natomiast Jego żona pochodziła z Szydłowca. Zajmowała się domem i trzema córkami. Byłam dla Niej ,,Pusią” – jak zresztą właściwie wszystkie inne dzieci, bo – wskutek choroby – traciła pamięć: stopniowo zapominała… wszystkiego właściwie. Męża nie rozpoznawała, trzech córek też nie, zięciowie byli zupełną abstrakcją, a o sześciorgu wnucząt nie wspomnę (tak się ładnie złożyło, że jest nas po równo: trzech wnuków i trzy wnuczki). Byłam ,,Pusią”, jeśli, oczywiście, nie pomyliła mnie z jednym z moich braci ciotecznych i nie nazwała męskim imieniem. Nie znałam Babci jako osoby zdrowej – z roku na rok było coraz gorzej, bo na chorobę, na którą cierpiała, póki co nie znaleziono leku. A ja byłam dzieckiem, więc to, co widziałam, napawało mnie lękiem. W pewnym momencie przestano zabierać mnie do Niej. Babcia odeszła prawie czternaście lat temu po długich cierpieniach, w końcowym okresie w ogóle nie było z nią kontaktu.
Cały czas badam historię swojej rodziny. I coraz bardziej mnie to wciąga.

Musisz się zalogować aby dodać komentarz.