Miesiąc: Listopad 2016
Lepiej!
Chyba powoli wracam do normalności. Nie czuję się już aż tak beznadziejnie, jak się czułam. To, co mnie obezwładniało – powolutku mija. Aczkolwiek w dalszym ciągu, niestety, walczę o każdą minutę snu:
No i w dalszym ciągu – jak cień – chodzą za mną słowa:
„Ty, Panie tyle czasu masz
mieszkanie w chmurach i błękicie
A ja na głowie mnóstwo spraw
I na to wszystko jedno życie.
A skoro wszystko lepiej wiesz
Bo patrzysz na nas z lotu ptaka
To powiedz czemu tak mi jest,
Że czasem tylko siąść i płakać
Ja się nie skarżę na swój los
Potulna jestem jak baranek
I tylko mam nadzieję, że…
że chyba wiesz, co robisz, Panie.
Ile mam grzechów? któż to wie…
A do liczenia nie mam głowy
Wszystkie darujesz mi i tak
Nie jesteś przecież drobiazgowy
Lecz czemu mnie do raju bram
Prowadzisz drogą taką krętą
I czemu wciąż doświadczasz tak
Jak gdybyś chciał uczynić świętą.
Nie chcę się skarżyć na swój los
Nie proszę więcej, niż dać możesz
I ciągle mam nadzieję, że…
Że chyba wiesz, co robisz, Boże.
To życie minie jak zły sen
Jak tragifarsa, komediodramat
A gdy się zbudzę, westchnę – cóż
To wszystko było chyba… zamiast
Lecz póki co w zamęcie trwam
Liczę na palcach lata szare
I tylko czasem przemknie myśl
Przecież nie jestem tu za karę.
Dziś czuję się, jak mrówka gdy
Czyjś but tratuje jej mrowisko
Czemu mi dałeś wiarę w cud
A potem odebrałeś wszystko.
Nie chcę się skarżyć na swój los
Choć wiem, jak będzie jutro rano
Tyle powiedzieć chciałam ci
Zamiast… pacierza na dobranoc”
Strasna zaba… i w ogóle ciut o poezji
STRASNA ZABA
Pewna pani na Marszałkowskiej
kupowała synkę z groskiem
w towazystwie swego męza, ponurego draba;
wychodzą ze sklepu, pani w sloch,
w ksyk i w lament: — Męzu, och, och!
popats, popats, jaka strasna zaba!
Mąz był wyżsy uzędnik, psetarł mgłę w okulaze
i mowi: — Zecywiście cos skace po trotuaze!
cy to zaba, cy tez nie,
w kazdym razie ja tym zainteresuję się;
zaraz zadzwonię do Cesława,
a Cesław niech zadzwoni do Symona —
nie wypada, zeby Warsawa
była na „takie coś” narażona.
Dzwonili, dzwonili i po tsech latach
wrescie schwytano zabę koło Nowego Świata;
a zeby sprawa zaby nie odesła w mglistość,
uządzono historycną urocystość;
ustawiono trybuny,
spędzono tłumy,
„Stselców” i „Federastów”
— Słowem, całe miasto.
Potem na trybunę wesła Wysoka Figura
i kiedy odgzmiały wsystkie „hurra”,
Wysoka Figura zece tak:
— Wspólnym wysiłkiem ządu i społecenstwa
pozbyliśmy się zabiego bezecenstwa —
panowie, do gory głowy i syje!
A społecenstwo: — Zecywiscie,
dobze, ze tę zabę złapaliście,
wsyscy pseto zawołajmy: „Niech zyje!”
Poezja? To lubię, rzekłam, to lubię! Konstanty Ildefons wyżej cytowany jak najbardziej wpisuje się w obszar moich zainteresowań. Niezbyt kręci mnie poezja, która powstała przed epoką oświecenia i w zasadzie moje zainteresowanie wierszem (by nie powtarzać na okrągło swoja „poezja”) zaczyna się na Ignacym – Biskupie Warmińskim. Może nie zacytuję tutaj całej ,,Monachomachii” (którą wielbię), ale z pewnością posłużę się ,,Wołem – Ministrem” (nieustająco aktualnym):
„Kiedy wół był ministrem i rządził rozsądnie,
Szły, prawda, rzeczy z wolna, ale szły porządnie.
Jednostajność na koniec monarchę znudziła;
Dał miejsce woła małpie lew, bo go bawiła.
Dwór był kontent, kontenci poddani — z początku;
Ustała wkrótce radość — nie było porządku.
Pan się śmiał, śmiał minister, płakał lud ubogi.
Kiedy więc coraz większe nastawały trwogi,
Zrzucono z miejsca małpę. Żeby złemu radził,
Wzięto lisa: ten pana i poddanych zdradził.
Nie osiedział się zdrajca i ten, który bawił:
Znowu wół był ministrem i wszystko naprawił.”
Z epoki romantyzmu? Wszystkiego po trochu – w sumie nie trawię tylko Krasińskiego. Ale jak może nie podobać się Cyprian K., gdy pisze:
„Daj mi wstążkę błękitną! Oddam Ci ją
Bez opóźnienia…
Albo daj mi cień twój z giętką Twą szyją!
Nie, nie chcę cienia.
* *
Cień zmieni się, gdy ku mnie skiniesz ręką,
Bo on nie kłamie!
Nic od ciebie nie chcę, śliczna panienko,
Usuwam ramię…
* * *
Bywałem ja od Boga nagrodzonym
Rzeczą mniej wielką:
Spadłym listkiem, do szyby przyklejonym.
Deszczu kropelką.”
Późniejszy – acz również dziewiętnastowieczny: Asnyk. Cytowałam kiedyś jego ,,Ja Ciebie kocham!”. Ale zacytuję raz jeszcze. Tak lubię ten wiersz!
„Ja ciebie kocham! Ach, te słowa
Tak dziwnie w moim sercu brzmią.
Miałażby wrócić wiosna nowa?
I zbudzić kwiaty, co w nim śpią?
Miałbym w miłości cud uwierzyć,
Jak Łazarz z grobu mego wstać?
Młodzieńczy, dawny kształt odświeżyć,
Z rąk twoich nowe życie brać?
Ja ciebie kocham! Czyż być może?
Czy mnie nie zwodzi złudzeń moc?
Ach nie! bo jasną widzę zorzę
I pierzchającą widzę noc!
I wszystko we mnie inne, świeże,
Zwątpienia w sercu stopniał lód,
I znowu pragnę – kocham – wierzę –
Wierzę w miłości wieczny cud!
Ja ciebie kocham! Świat się zmienia,
Zakwita szczęściem od tych słów,
I tak jak w pierwszych dniach stworzenia
Przybiera ślubną szatę znów!
A dusza skrzydła znów dostaje,
Już jej nie ściga ziemski żal –
I w elizejskie leci gaje,
I tonie pośród światła fal!”
Początek wieku XX. Przerwa – Tetmajer z „Mów do mnie jeszcze”…
„Mów do mnie jeszcze
z oddali, z oddali.
Głos Twój mi płynie
na powietrznej fali.
Jak kwiatem – każdym
słowem Twym się pieszczę.
Mów do mnie jeszcze.
Mów do mnie jeszcze…
Mów do mnie jeszcze,
te płynące ku mnie
słowa są jakby
modlitwą przy trumnie.
I w sercu śmierci
wywołują dreszcze.
Mów do mnie jeszcze!
Mów do mnie jeszcze…!”
…i Staff. Tym razem posłużę się fragmentem.
„Już? Tak prędko?
Co to było?
Coś strwonione,
pierzchło skrycie.
Czy już młodość
swą przeżyło?
Ach! Więc to już było…
życie?”
O poetach tego okresu, który interesuje mnie najbardziej i którym zajmuję się jako historyk na co dzień – napiszę kiedy indziej oddzielnego posta; zamierzam poświęcić go przede wszystkim twórczości Poety, o którym napisałam pracę magisterską. ”Przeskakując” do lat powojennych… No właśnie.
Konstanty Ildefons i Jeremi. Gałczyński i Przybora. Prócz cytowanej „Strasnej zaby” chętnie wracam do poniższych słów.
„Ile razem dróg przebytych?
Ile ścieżek przedeptanych?
Ile deszczów, ile śniegów
wiszących nad latarniami?
Ile listów, ile rozstań,
ciężkich godzin w miastach wielu?
I znów upór, żeby powstać
i znów iść, i dojść do celu.
Ile w trudzie nieustannym
wspólnych zmartwień, wspólnych dążeń?
Ile chlebów rozkrajanych?
Pocałunków? Schodów? Książek?
Ile lat nad strof stworzeniem?
Ile krzyku w poematy?
Ile chwil przy Beethovenie?
Przy Corellim? Przy Scarlattim?
Twe oczy jak piękne świece,
a w sercu źródło promienia.
Więc ja chciałbym twoje serce
ocalić od zapomnienia.”
Jeremiemu tym razem oddajmy głos. Mówiącemu słowami Julii. Po mistrzowsku odgrywanej przez – równie niezrównaną jak Jeremi – Kalinę J.! ❤
„Po wieczerzy już zmyte naczynka we śnie leży spowita dziecinka
Którą los na pociechę mi dał za kolejną pomyłkę dwóch ciał
Nastawiony już budzik na szóstą mętnie senne odbija mnie lustro
Tylko ja czuwam jeszcze w moim oknie na piętrze
I w uśpioną uliczkę znów krzyczę
O Romeo słowiczy sokole
O tęsknoto niewieścich pokoleń
Otworzyłam Ci okno
Na tę moją samotność
O Romeo
czy jesteś na dole
czy jesteś na dole
A na dole jak zwykle nikogo może kolej z Werony za drogo
Może konno wyruszył a koń nie życzliwie odnosił się doń
Może nie ma na klimat nasz palta
Może jeszcze dokańcza Tybalta
Może zły mu Kapulet sprzeniewierzył amulet
Więc w uśpioną uliczkę znów krzyczę
O Romeo kochanku pokoleń
O Romeo już na mnie jest kolej
Otworzyłam Ci okno
Na tę moją samotność
O Romeo
czy jesteś na dole
czy jesteś na dole
A na dole odpowiedź jest ciszą a na czole mym troska o przyszłość
Co to będzie za miesiąc jak wiek kiedy drogi zawieje Ci śnieg
Co dzień gorsza Romeo pogoda i ja jestem codziennie mniej młoda
Do klasztoru Ci zbiegnę lub innemu ulegnę żeby potem znów krzyczeć w uliczkę
Nie ma Ciebie Romeo na dole
O Godocie niewieścich pokoleń
otwieramy wciąż okna
W każdym oknie samotna
Patrzy w pole
Gdzieś wywiódł ją.”
Ja obecnie – podobnie jak Kalina – jestem zawiedziona tym, że Romeo – póki co – nie przybył. Olewam więc Romea i wracam do łóżka, chorować dalej.
Somewhere
„Na obozie w Piekle, kiedy słonko świeci” <3
Dzisiaj odbyłam super spotkanie. Z panią Zosią Gorczycą. W podkowiańskiej ,,Werandzie” racząc się sernikiem pistacjowym wspominałyśmy moje wizyty nie tylko w „Dorsumie”- gabinecie rehabilitacji w Warszawie na Klaudyny, ale również w Odrzykoniu – Piekle, na turnusach rehabilitacyjnych. Ja jestem już wprawdzie „piekielną weteranką”, ale wiem, że młodzież do Piekła przyjeżdża. Bardzo mnie to cieszy, bo Piekło jest super miejscem – takim drugim domem. Pani Zosia na okres dwóch (a czasem czterech, jesli ktoś zostawał na drugi turnus) tygodni stawała się naszą mamą, pan Erwin tatą, pan Daniel – starszym bratem, Zuzia – starszą siostrą. Mam nadzieję wybrać się do Piekła, jak tylko się… ogarnę, jak tylko doprowadzę do porządku.
❤
En hygge
Taka radość. Takie ciepełko. Uczucie (uczucia?) towarzyszące mi, kiedy uczę się języków. Na angielski przyjdzie czas jutro, bo dzisiaj skupiłam się na duńskim (kupiłam sobie podręcznik do duńskiej gramatyki). Poza tym – kończyłam dzisiaj czytać „Drogę do zniewolenia” (F. A. von Hayek) i cieszy mnie fakt jej przeczytania; warto zainwestować w tę jakże mądrą lekturę. W kolejce czeka książka na temat kapitalizmu napisana przez profesora jednego z najbardziej znanych światowych uniwersytetów.
Mrówka
Ech…
Dziś czuję się jak mrówka, gdy
czyjś but tratuje jej mrowisko.
Dawno nie miałam w głowie tak przytłaczającej pustki. (O ile o pustce można powiedzieć, że przytłacza.) Ze wszystkich sił staram się doszukiwać pozytywów we wszystkim, co mnie spotyka, ale… Święto Zmarłych – które – wiadomo – nie nastraja optymistycznie – powodowało (jak u wielu ludzi chyba) refleksje nad życiem i śmiercią.
Pamiętam moment, kiedy po raz pierwszy zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo kruche jest ludzkie życie. Jedna po drugiej odeszły dwie bardzo młode osoby. Mój łacinnik zmarł śmiercią tragiczną w wieku 25 lat. Moja koleżanka odeszła we śnie mając lat 22. Wtedy uświadomiłam sobie tę kruchość. Kruchość życia.
Czemu mi dałeś wiarę w cud
a potem odebrałeś wszystko?
Ze mną jest – możnaby rzec – bardzo rozmaicie. Dzisiaj byłam u jednego specjalisty. Jutro będę u kolejnego. I tak już… od kilku tygodni. To znaczy: prawie od dwóch miesięcy.
Ja się nie skarżę na swój los,
choć wiem, jak będzie jutro rano.
Dużo piszę, bo pisanie przynosi chociaż odrobinę ulgi. A tak to mija dzień za dniem…
Tyle powiedzieć chciałam Ci
zamiast… pacierza na dobranoc.
No właśnie. Dobranoc.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.