Ziemba. In memoriam.

Pisałam tu już o dwóch ważnych dla mnie osobach, których niestety już nie ma wśród nas. Nieraz o Joannie. Kilkakrotnie o Pani Profesor. A czy kiedykolwiek mówiłam coś więcej o… Ziembie?

Nazywała się Anna Barbara Ziemba – Michałowska (1946 – 2014). Była córką profesora fizyki, wykładowcy Uniwersytetu Jagiellońskiego – jej matka zaś była historykiem sztuki. Dla mnie była Panią Ziembą. Dla wielu innych osób – jak sama o sobie mówiła i jak się podpisywała – Ziembą. Albo Ziembusiem. Czy Ziembusią.

W moim liceum, w moich ,,Wiewiórach” uczyła historii sztuki. Wyciągała nas do muzeów. Opowiadała o sztuce z wielką pasją – widać było, że kocha to, czym się zajmuje. I kochała ,,Wiewióry”. A ,,Wiewióry” kochały Ją. Właśnie Ziembusia nazwała to cudne miejsce ,,szkołą w podkowę złożoną”. Taką – jak sama powiedziała – ,,bez ostrych kantów”.

Swego czasu wspomniałam o legendarnym już prezencie – tak bardzo ,,ziembowym”:

(..)Kiedyś wezwała mnie do siebie i usłyszałam:

– Helka! Mam coś dla Ciebie! Przyniosę Ci na następne zajęcia, ale nie pytaj, co to!

Dostałam od niej… mały słoiczek. Cały dzień się głowiłam, o co Jej chodzi i co to za dziwaczny prezent. Wieczorem wzięłam ten drobiazg, usiadłam i zaczęłam się dokładniej przyglądać. Okazało się, że to… pamiątka z Opery Wiedeńskiej. Na ściankach słoiczka i na wieczku widniały sceny z ,,Czarodziejskiego Fletu”.

Słynęła również z artystycznych klasówek. Zażyczyła sobie, żebyśmy w ramach klasówki ułożyli program TV, ale tak, żeby pogodzić interesy młodszego rodzeństwa (co to bez dobranocki do łóżka nie pójdzie) i babci (która też do łóżka nie pójdzie, tyle tylko, że bez serialu).

Jej powiedzonka. Kiedy kładła nam do głów podstawowe informacje na temat ,,Mony Lisy”, informację o tym, gdzie obrazu szukać, ubrała w następujące słowa:

– Luwr… a w Luwrze ,,Mona Lisa”. A przed ,,Moną Lisą” stoi kto…? Japończycy! Stoją i cykają tymi swoimi aparatami, bo przecież oni u siebie ,,Mony Lisy” nie mają!

Mówiąc o twórczości Chopina, komentowała:

– No i jedzie Chopin na Majorkę… Wiemy, gdzie jest Majorka? A na Majorce wtedy leje. No i pisze tam Chopin ,,Preludium deszczowe”…

Powiedziałam Jej kiedyś, że jadę na ferie zimowe do Zakopanego, zahaczając wcześniej o Kraków. Ziemba kochała Kraków, to było Jej miasto rodzinne. Usłyszawszy o moich planach, momentalnie wymyśliła mi zadanie:

– Helka! To Ty mi pobiegasz po zabytkach Krakowa i Zakopanego, a potem mi to pięknie opiszesz!

Więc zasuwałam. Krakowski Kazimierz, Muzeum Narodowe, zakopiański cmentarz na Pęksowym Brzyzku – to tylko niektóre ze zwiedzonych przeze mnie miejsc.

Przeczytawszy pracę, Ziemba dopadła mnie na szkolnym korytarzu i na jednym wydechu zakomunikowała:

– Hela, piękna praca, stówa, a w ogóle to bardzo ładnie wyglądasz!

Dodała jeszcze:

– A jak tam Kraków? Jak moje miasto? Pewnie piękne ośnieżone…

Któregoś dnia zabrała nas na warszawską Starówkę. W piękny, słoneczny czerwcowy dzień, tuż przed końcem roku szkolnego. Widzę Ją snującą opowieści o pomniku Kopernika czy gmachu Akademii Sztuk Pięknych.

Rozczuliła mnie SMS – em, którego dostałam od Niej, kiedy chorowałam i przez pół roku nie chodziłam do szkoły. Napisała krótko i treściwie:

,,Zdrowia życzę! Ziemba”

I na końcu dodała emotikonkę – uśmiechniętą buźkę.

Wyjechałam na studia do Wrocławia, ale utrzymywałam kontakt z Ziembusią. Wiedziałam, że ciężko choruje. 26 lipca 2013 roku – w dniu imienin Anny – wysłałam do Niej maila z życzeniami… Odpowiedź brzmiała:

,,Wzruszona Ziemba dziękuje…”

Ziembusia. Moja Kochana Ziembusia odeszła od nas 2 czerwca 2014 roku. Nie mogłam pożegnać Jej w rodzinnym mieście, byłam tylko na mszy pogrzebowej w warszawskim Kościele Środowisk Twórczych przy Placu Teatralnym. Ilekroć jestem w Krakowie, odwiedzam Ją na Cmentarzu Rakowickim. W ,,Wiewiórach” lubię zaglądać do sali lekcyjnej w podziemiu, która była Jej królestwem, a którą – w rocznicę odejścia – nazwano Jej imieniem (na ścianach wiszą Jej torebki, wisi Jej oprawione zdjęcie). Dużo i często myślę o Ziembie. Strasznie mi Jej brakuje.

,,…dokąd pamięcią Im się płaci.”