
Kategoria: Trochę ,prywaty’
Tak codziennie
Babska kłótnia na boskiej imprezie
Taki mniej więcej temat lekcji moja koleżanka zadała parę dni temu czwartoklasistom, z tą różnicą, że słowo „zabawa” zastępowało „imprezę”. Stanowiło to nawiązanie do mitologicznej kłótni trzech bogiń. A że ja jestem rozmaitych cytatów, powiedzonek etc., etc., etc. fanką absolutną – ten temat lekcji tak mnie urzekł, że stwierdziłam, iż go zapiszę, by nie pozostał tylko w czeluściach szkolnych dzienników.Tak dziś wstawało słońce, gdy rano wyściubiłam nosa z wyrka.
A teraz – tak bardzo życiowe.
(Obrazek rodem z Internetu…)
Wszystko, co :)

Bez biletu
Zmęczenie chyba jednak robi swoje. Wczoraj dostałam pierwszy w życiu mandat. W ogóle pierwszy. Już nie, że pierwszy za jazdę bez biletu. Przejechałam prawie że całą trasę, trzymając nieskasowany bilet w ręku. Kanar wsiadł jak byłam jedną stację przed tą moją końcową.
…
Chyba jednak miesięczny to nie jest taki głupi wynalazek…
Bilet, znaczy się…

Pytania do księżyca
Wracam.
Do domu.
Ze zmęczenia podpieram się nosem.
Choć czuję się nieźle.
Tak ogólnie.
Nieźle.
I tylko mam parę pytań.
Do księżyca.
A może nie tylko do niego.
Edyta Geppert „Pytania do księżyca”

Nie zabijaj tej miłości
W dniu w którym podwyżka cen biletów na wukadkę stała się faktem, a ja po raz kolejny ścięłam swoje rudości – Brexit doszedł do skutku. Mam nadzieję, że nie zmieni to mojej miłości do angielskiego (jako języka) i Wielkiej Brytanii. Mam nadzieję, że tak, jak robiłam to już nieraz, odwiedzę Londyn. Będzie trochę inaczej, przypuszczam, bo może tak być, ale – jeszcze przynajmniej kilka razy mam zamiar w życiu być w GB. Mam nadzieję, że Brexit nie zabije tej miłości.

Styczeń był obfity
We wpisy. Aż nie wierzę, że naprawdę tyle rzeczy musiałam z siebie wyrzucić. Ubiegłoroczny styczeń był, mam wrażenie, bardziej stonowany. Mimo wszystko. Większość wpisów poświęciłam wydarzeniom z Gdańska.
Bardzo dużo pracuję, więc gryzmolenie na blogu jeszcze bardziej niż dotychczas stało się dla mnie pewnego rodzaju relaksem.
Wracam do domu o dwudziestej albo i później. Zdarza się, że jestem naprawdę zmęczona, ale fizycznie. I po prostu nosem się podpieram.
Dlatego – wpisy powstają w WKD. Najczęściej.
Choć i tak nie o szóstej rano.

(Źródło: Kraina Belfra)
Tak niewiele brakowało
Nauczka z wczoraj. Nosić zamykane torebki. Na suwak. Tak niewiele brakowało, bym została bez portfela. Uratowała mnie przytomność umysłu pani wsiadającej do tramwaju za mną… I tak wieczorem wybebeszyłam calutką zawartość mojej torby (na szczęście nic nie zginęło!) i zmieniłam fiolet na beż. A beż suwakiem dysponuje.
Też wczoraj, nie wiem, czemu, ale uczepił się mnie wiersz Wojaczka:
„Kwiat zrywając, kwiat wąchając, ja zarazem
Świat mijałem będąc przy tym w swoim prawie
Ciebie biorąc, z Ciebie pijąc, ja o niebo
Już nie dbałem wiedząc przecież, że to jedno”
Tak niewiele…

Do góry głowę noś
G*wno do gry
Tak się kończy próba wprowadzenia polskich znaków do odtwarzacza muzycznego na których odsłuchujesz utwór, co wyszedł spod pióra Młynarskiego. Słowa „Głowę noś do góry” zostały przerobione na coś, co stało się tytułem niniejszego posta.
Młynarskiego słucham rzadziej niż dwoje pozostałych moich ulubieńców. Zaczęło się od przekonywania, że nie ma co bać się wójta, czyli notabene od utworu poznanego tego samego dnia, co „Ja nie chcę spać”. (A „Ja nie chcę spać” stała się jedną z moich ukochanych piosenek Kaliny.) Wcześniej, owszem, znałam jego teksty, ale nie wsłuchiwałam się w nie jakoś specjalnie. Natomiast, kiedy się w nie wsłuchałam, doszłam do wniosku, że też są świetne. Więc czasem i one lecą gdzieśtam… w tle mojego życia.
Oglądam teraz film.
To taka moja chwila odpoczynku.
Po bardzo, bardzo pracowitym tygodniu.



Musisz być zalogowany, aby dodać komentarz.