Bez biletu

Zmęczenie chyba jednak robi swoje. Wczoraj dostałam pierwszy w życiu mandat. W ogóle pierwszy. Już nie, że pierwszy za jazdę bez biletu. Przejechałam prawie że całą trasę, trzymając nieskasowany bilet w ręku. Kanar wsiadł jak byłam jedną stację przed tą moją końcową.

Chyba jednak miesięczny to nie jest taki głupi wynalazek…

Bilet, znaczy się…