Styczeń był obfity

We wpisy. Aż nie wierzę, że naprawdę tyle rzeczy musiałam z siebie wyrzucić. Ubiegłoroczny styczeń był, mam wrażenie, bardziej stonowany. Mimo wszystko. Większość wpisów poświęciłam wydarzeniom z Gdańska.

Bardzo dużo pracuję, więc gryzmolenie na blogu jeszcze bardziej niż dotychczas stało się dla mnie pewnego rodzaju relaksem.

Wracam do domu o dwudziestej albo i później. Zdarza się, że jestem naprawdę zmęczona, ale fizycznie. I po prostu nosem się podpieram.

Dlatego – wpisy powstają w WKD. Najczęściej.

Choć i tak nie o szóstej rano.

(Źródło: Kraina Belfra)