Próba oczyszczenia II


Ile mam grzechów, któż to wie? A do liczenia nie mam głowy

Przećwiczyłeś mnie, Panie, w zeszłym roku strasznie. Nie mam do Ciebie o to żalu i nauczyłam się żyć z pełną świadomością wszystkiego, co się wydarzyło. Ale… czasem się nadal pojawia ten paraliżujący lęk z którym sobie totalnie nie radzę.

Wszystkie darujesz mi i tak – nie jesteś przecież drobiazgowy

Dużo pracuję. Dużo się uczę. Wprawdzie nauka też mi idzie ostatnio z trudnościami. Na nadmiar wolnego czasu nie narzekam, więc generalnie można powiedzieć, że się przynajmniej w tym temacie ogarnęłam. Ja wiem, ja popełniłam masę błędów – i teraz próbuję je jakoś połatać, posklejać, pozalepiać. Czasem bardziej udolnie, czasem mniej.

Dlaczego mnie do raju bram prowadzisz drogą taką krętą?

Krętą, to prawda, ale może nie tak całkiem bezsensowną. Te zeszłoroczne wyboje i przeboje z życiem mnie dużo nauczyły. Ja już nie pytam, dlaczego. Pytać o to – jest bez sensu. Zdałam się po prostu na życie… którego nikt za mnie przecież nie przeżyje.

I czemu wciąż doświadczasz tak, jak gdybyś chciał uczynić świętą?

Świętą? Czy ja wiem? Do świętości trochę mi daleko. Niemniej jednak często Cię o to pytałam. W chwilach, gdy wszystko się paprało. W tych najgorszych momentach, kiedy wymiękłam zupełnie i potrzebowałam pomocy specjalistów.

Ja się nie skarżę na swój los, nie proszę więcej niż dać możesz

Powyższe słowa stały się niejako moim życiowym credo. Teraz już wiem, że nie ma po co opowiadać o swoich planach. Nikomu, a Tobie zwłaszcza, bo tylko będziesz miał ubaw.

I ciągle mam nadzieję, że… że chyba wiesz, co robisz, Boże

I na wszystko już masz plan, prawda?

To życie minie jak zły sen, jak tragifarsa, komediodramat

Wszystko się kiedyś skończy. Całe to bytowanie na ziemskim padole. Póki co, wiem jedno: w moim życiu nastąpił bardzo wyraźny podział. Na okres ,,przed’’ i na okres ,,po’’. I faktycznie to, co przeżyłam rok temu – teraz jest dla mnie – z perspektywy czasu – niczym sen. Ze swoimi wzlotami, upadkami, śmiechem, płaczem, słowem: wszystkim. ,,Tragifarsa”? ,,Komediodramat”? Do jakiej kategorii ja to wszystko zakwalifikowałam, pozostanie moją słodką tajemnicą.

A gdy się zbudzę, westchnę: „Cóż… to wszystko było chyba… zamiast”

I znowuż: coś zamiast czegoś. Gdyby nie to wszystko, o czym piszę, możliwe, że nie zaznałabym wielu rzeczy, nie poznałabym wielu osób. W tym miejscu chciałabym podziękować tym osobom, które mnie wspierały. Czasem ciepłym słowem, a kiedy trzeba było – porządnym opieprzeniem. Tak pierwszy ze sposobów, jak i drugi z nich – powoli sprowadzały mnie na właściwą drogę.

Lecz, póki co, w zamęcie trwam, liczę na palcach lata szare

Zamęt jest. Teraz. Ale w znaczeniu pozytywnym. Smakuję życia. Powoli, bo powoli (ale zawsze!) finiszuję te moje studia. Jestem sama, ale nie samotna. Zajęć mam dużo, także się nie nudzę. I już nie łażą mi po głowie żadne dziwaczne myśli, których było przecież pełno.

I tylko czasem przemknie myśl: ,,Przecież nie jestem tu za karę”

Za karę to może i jestem, a cholera wie… Nie, no żartuję. Bo przecież po coś mnie tu na Ziemię te ćwierć wieku temu przysłałeś.

Dziś czuję się jak mrówka, gdy czyjś but tratuje jej mrowisko

Się tak czułam. Było sobie mrowisko, było, było i nagle – klops – zostało zniszczone. Całkowicie. Zrównane z ziemią. Długo je odbudowywałam. Bardzo długo.

Czemu mi dałeś wiarę w cud, a potem odebrałeś wszystko?

To miał być naprawdę cud. Cudowny, niepowtarzalny okres. A jak to się wszystko potoczyło… wiesz.

Nie chcę się skarżyć na swój los, choć wiem, jak będzie jutro rano

I z uśmiechem staram się wejść w każdy nowy dzień. I patrzeć optymistycznie.

Tyle powiedzieć chciałam Ci zamiast… pacierza na dobranoc

Jak wyżej. Nic dodać, nic ująć.

Kotek w tytule

Kotki są trzy. Wszystkie autorstwa Wioletty Sawickiej, wydane przez ,,Prószyńskiego i s – kę”. ,,Wyjdziesz za mnie, kotku?”, ,,Będzie dobrze, kotku” i ,,Jeśli się odnajdziemy, kotku”. Wszystkie trzy kotki są połączone bohaterami, miejscami, problemami… chociaż jakby się uprzeć, to można czytać je niezależnie. 

Obyczajowe. Nie jest to nic superambitnego, ale na pewno i pośmiać się, i popłakać przy tym można. Ja wsiąkłam w klimat książek Sawickiej praktycznie od razu. Chyba najbliższą mi bohaterką jest Gośka, przyjaciółka Anny. Tak jak ja – cały czas szuka swojego miejsca na tym całym zwariowanym świecie. 

Niezmiennie jednak moją najukochańszą książką z kategorii ,,odmóżdżacze obyczajowe” pozostaje ,,Smak świeżych malin”. Nie, nie Sawickiej. Sowy. Izabeli Sowy. 

,,Dalida. Skazana na miłość”

Pochodząca z osiadłej w Kairze rodziny o włoskich korzeniach. Wykonawczyni takich przebojów jak ,,Paroles, paroles” (ach, uwielbiam!), ,,Besame mucho” czy ,,Un po ‚d ‚ amore”. Życie miała krótkie i w sumie mało szczęśliwe – w zasadzie wszystkie jej związki kończyły się niepowodzeniem: najczęściej śmiercią ukochanego (z reguły tragiczną). Tytuł filmu ,, Dalida. Skazana na miłość” brzmi – powiedziałabym – przewrotnie. Cały film kręci się – moim zdaniem – wokół tego, że ją śmierć… zewsząd osaczała. Wszyscy po kolei kochankowie, były mąż (który ją de facto wykreował na gwiazdę), rodzice (znęcający się nad rodziną ojciec – wyniszczony przez pobyt w obozie w okresie II wojny światowej), dziecko (inna rzecz, że tutaj to ona przeszła zabieg aborcji, po którym już nie mogła zajść w ciążę), wreszcie – ona sama, nie dająca sobie rady ze swoim życiem. I tak naprawdę jedyną osobą w miarę trzeźwo patrząca na świat w tym filmie został pokazany rodzony brat artystki – będący równocześnie jej menedżerem.

Przepiękna jest muzyka w tym filmie – złożona z jej utworów. Utworów ,,zsynchronizowanych” z poszczególnymi etapami jej życia – każdy nowy etap to inny utwór. Aktorka grająca główną rolę – jest jeszcze ładniejsza od oryginału. Popłakać sobie na tym filmie można – choćby ze względu na to, że nam żal się robi tej Dalidy nieszczęsnej. Aczkolwiek jej utwory też bywają bardzo wzruszające.

Un po ‚d ‚ amore

Panie Mróz! Ja Panu Nie Wybaczę!

I tak oto światło dzienne ujrzał nowy tom przygód mojej ulubienicy –  senior assocciate Joanny Chyłki i jej wiernego aplikanta Kordiana Oryńskiego (bardziej znanego jako Zordon). Swego czasu o obojgu pisałam. Tematyka??? Terroryzm i walka z Państwem Islamskim. 

Chyłka – jak to Chyłka – pije na umór, pali jeszcze więcej i klnie jak szewc z najodleglejszych krańców Targówka. I nie zwalnia tempa (chociaż – jak dowiadujemy się niemal od razu na wejściu – jest w ciąży). Zordonowi – biedaczysku – nie pozostaje nic innego, jak tylko za nią nadążyć. A przynajmniej próbować za nią nadążyć. Mimo iż nadążenie za Chyłką wydawać by się mogło niewykonalne. 

Panie Mróz, niech mi Pan powie, kto wpadł na szatański pomysł, by w końcowej scenie powieści Chyłka została oblana kwasem??? Nie dam oślepić mojej faworytki, no nie dam, nie dam!!! 

Liczę na to, że w szóstym tomie J.(oanna) Ch.(yłka) wróci cała, zdrowa, chciałoby się rzec: w stanie nienaruszonym. Jeśli Chyłce coś się stanie, to, Panie Mróz, ja Panu tego nie wybaczę!

Nie wiedziałam

Po raz pierwszy w życiu nie wiedziałam, jak zakwalifikować książkę, którą przyszło mi recenzować. Jako książkę dla młodzieży czy… czy dla dorosłych?

Chodziło o ,,Chłopca w pasiastej piżamie”. I drugą pozycję jej autora – Johna Boyne’a – zatytułowaną ,,Chłopiec na szczycie góry”. Hitleryzm, II wojna światowa, Holocaust. Osadzenie akcji obydwu powieści w realiach tamtego okresu…? Lat 30., Berghofu i lat 40., krat obozu koncentracyjnego? Nie pasuje mi to do książek dla młodzieży. Jeśliby to była powieść oparta na wspomnieniach – rozumiałabym. Gdyby to była powieść nawiązująca do żyjących wówczas postaci – rozumiałabym. Ale John Boyne napisał beletrystykę i tylko beletrystykę (literacko – skądinąd – bardzo dobrą) i – tu nasuwa się pytanie: do kogo książka o takiej tematyce powinna być kierowana? Mnie osobiście się wydaje, że raczej do starszej młodzieży (15+) i dorosłych – mających już jakąś wiedzę choćby historyczną. Trzynasto -, czternastolatkom ja bym tych książek po prostu nie dała. Tutaj – myślę – potrzeba pewnej dozy wiedzy, pewnej dojrzałości, by zrozumieć te powieści.

,,Dziennika” Anny Frank też bym raczej nie dawała uczniom gimnazjum do przeczytania. To jest dziennik, to jest dokument. Pisany przez kilkunastolatkę w ukryciu. W postaci listów do wyimaginowanej przyjaciółki, którą nazywa ,,Kitty”, Anna opisuje przerażającą rzeczywistość ukrywających się Żydów.

Do pewnych książek – co nieraz pisałam – trzeba dorosnąć. Do ich tematyki – w szczególności.
 

Jak oswoić… czarownicę?

O książkach mojego dzieciństwa… czy ja kiedykolwiek cokolwiek o nich tu pisałam? Wydaje mi się, że tak, chociaż nigdy chyba nie były to posty w całości poświęcone tym książkom. 

Taką powieścią, którą pokochałam – jest ,,Jak oswoić czarownicę?”. Czarownica Josanta pospołu z ciotką Meluzyną i urocza rodzinka: profesor matematyki, jego troje dzieci, jamnik Cosik i samochód Gracik – śmiałam się i wzruszałam razem z nimi. To opowieść o sile przyjaźni i wzajemnej dobroci. Urocza bajka – taka do poczytania przed snem, by śnić piękne sny 🙂 ja się generalnie nie nadaję na czytanie w łóżku horrorów…

Miłego jutrzejszego dnia!

Godnat:) 

Himmerland „Danish lullaby”

Nie pytaj mnie o jutro

…to za tysiąc lat.
Kiedyś miałam marzenia. Dzisiaj – już nie mam marzeń. Robię jakieś plany – i powoli staram się wdrażać je w życie. Nie lubię pytań o studia i o wszystko, co jest z nimi związane. Kiedyś… no właśnie: ,,kiedyś”…. kiedyś marzyłam o doktoracie. Marzyłam. Czy dzisiaj, teraz, obecnie – chcę kontynuować karierę naukową??? Dobre pytanie. Powiem więcej: bardzo dobre pytanie.

To ,,jutro” nastąpi. Nastąpi, bo musi nastąpić. 

„Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne. Każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób.”

Tym zdaniem zaczyna się jedna z moich ukochanych książek; ta, do której znów wróciłam i czytam ją teraz. Klasyka. ,,Anna Karenina” Tołstoja. W ostatnie wakacje przed maturą przeczytałam ją po raz pierwszy: celem ,,odchwaszczenia” języka ,,zachwaszczonego” przez literaturę naukową sensu stricto – przez książki dotyczące tego okresu historycznego, którym się zajmuję. Pokochałam Tołstoja, aczkolwiek Dostojewskim też nie wzgardzę. Najwięcej trudności sprawiał mi Czechow, co nie znaczy, że przez niego nie przebrnęłam. 

Przede mną pracowita noc – bardzo naukowa. A wcześniej – wizyta w 100licy. Idę się ślicznić!

Enjoy!


Dwie książki z cyklu ,,Łowiska”

,,Lewy brzeg” i ,,Mroki Łowisk” – tak Anna Kasiuk zatytułowała dwa pierwsze tomy swojej trylogii. Trzecia – ,,Jagoda” – dopiero się ukazała i jeszcze jej nie upolowałam. 
Opowieść o przebaczeniu, o miłości. Ciut magii, trochę duchów. Przyjaźń, łącząca dwie bohaterki – Majkę i Ewę; taka przyjaźń o której na pewno każdy z nas marzy. 

Powieści idealne, by się – za przeproszeniem – ,,odmóżdżyć”, puścić wodze fantazji, odpocząć od trudów i smutków dnia codziennego.

Doktor Gawryło pisarzem

Marek Bukowski – doktor Piotr Gawryło z serialu ,,Na dobre i na złe” – popełnił – wespół z Maciejem Dancewiczem (również aktorem) – scenariusz TVN – owskiego serialu ,,Belle Epoque” oraz opartą na tymże scenariuszu książkę. Serialu jak do tej pory obejrzałam dwa odcinki (bo też i tyle ich wyemitowano), bo – czekając do jesieni na kolejny sezon ,,Belfra” – ćwiczyłam się zawzięcie w skakaniu pilotem po kanałach. Zapowiada się ciekawie.

Książka też jest niczego sobie. Szkoda tylko, że na końcu ja osobiście się zapętliłam i w pewnym momencie absolutnie przestałam ogarniać, co tam się w tym Królewskim Mieście Krakowie dzieje… albo działo w pierwszych latach XX wieku, czyli w czasach w których akcja powieści się rozgrywa. Ale na to moje ,,zapętlenie się” wpłynęło – przypuszczam – także parę czynników, z samą książką niezwiązanych. Na przykład to, że jestem ostatnio zabiegana i po prostu za wieloma rzeczami przestałam nadążać…

,,Najdłuższa noc”? Jeśli ktoś lubi odrobinę ludowych wierzeń, romansu, kryminału, czarnego humoru, to… to jest coś dla niego. 

Florystka, która nie cierpiała kwiatów

Książki, które wyszły spod pióra Katarzyny Bondy – robią furorę. Stwierdziłam, że może czas najwyższy po nie sięgnąć – przez kilka lat się zbierałam; a ponieważ zanosiło się wręcz na odkładanie tego ab mortus defecatus – powyższe uczyniłam. I zaczęłam od ,,Florystki”.

Początek był tak przydługi i nudny, że po paru próbach czytania doszłam do wniosku, że, niestety, ale ja go nie przełknę. Przeskakując kilkanaście stron,  dotarłam do miejsca w którym cała akcja się tak naprawdę zawiązała. A potem już – aż do końca – trzymała w napięciu. Oczywiście, pytanie jest standardowe: ,,kto zabił?”. Kim jest/są morderca/y dwojga dzieciaków – Zosi i Amadeusza? Jaką rolę w tej historii odgrywają matki obydwojga, a jaką – nauczycielka gry na instrumencie muzycznym? Co ma do obydwu tragedii – trzecia z nich: śmierć młodej mężatki?

Bonda umiejscawia akcję książki w Białymstoku, a głównym bohaterem czyni nie kolejnego policjanta, detektywa et cætera, ale policyjnego psychologa – profilera (tworzącego profile nieznanych przestępców). Powiem tak: miła odmiana po wielkich miastach (po takiej Warszawie /takim Krakowie / takim Wrocławiu) i nawet najlepiej napisanych postaciach detektywów czy policjantów z wydziału zabójstw. Dodatkowym atutem jest to, że Bonda bardzo sprawnie posługuje się językiem charakterystycznym dla środowiska zawodowego policji. Czy wynika to z długoletniej praktyki dziennikarskiej? Tego nie wiem. Ale z pewnością z przeczytanych ostatnio kryminałów (Mróz, Puzyńska i reszta) – ten Bondy wydaje mi się najmniej ,,bajkowy” i przerysowany, a najbardziej prawdziwy.