Albo: ,,Jak przygoda, to tylko w Krakowie!”. Albo… jak kto woli.
Zerwawszy się z wyrka o piątej (tak! tak! tak!), wypiwszy kawę w biegu i złapawszy Pierdolino o 6.00 z minutami (sic!) – zaczęłam kolejny piękny dzień tygodnia. O, pardon, dzień tygodnia, który (to dzień) miał być piękny. Umościwszy Szacowne Litery Cztery na miejscu wskazanym w bilecie, zamierzałam od razu poddać się objęciom Morfeusza. Nic z tego.
Obok mnie jechał Pan na oko trzydziestoletni z – przypuszczam – swoją Mamą. Dyskusja Państwa na temat Mleczusia Do Kawy (,,Masz mleczko??”), potem przekazywanie sobie słuchawek dousznych, potem wzajemne uspokajanie, że na pewno zdążą. Kimałam, ale już bliżej Królewskiego Miasta Krakowa niż dalej.
Ja wiem – ścięłam swoje rudości, ale na Miłość Boską – czy ja naprawdę wyglądam jak facet???? Nie????? To dlaczego ludzie zwracają się do mnie ,,proszę pana”?????????????
Jestem w bibliotece aktualnie – z moimi badaniami. Historycznymi. Podkreślam: historycznymi. Przed chwilą poszłam po odbiór zamówionych woluminów. Dostałam coś o diabetologii, o cukrzykach – słowem: medycyna. A ja, o dziwo, cukier mam po prostu idealny – jak wykazały ostatnie badania (samą mnie to zaskakuje, biorąc pod uwagę ilość pożeranych słodkości).
Jeden dzień w Krakowie.
Cracow welcome to.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.