Generalnie – moim zdaniem takie ,,święta” jak Walentynki czy Dzień Kobiet powinno się obchodzić codziennie (w sensie, że okazywać sobie nawzajem uczucie czy kobietom – szacunek), toteż jakoś szczególnie ich nie celebruję… A jeszcze dziś znów ból głowy dał mi łupnia, więc z dwugodzinnych zajęć wyszłam zupełnie śnięta – nie miałam ani siły, ani ochoty iść dokądkolwiek, gdziekolwiek i po cokolwiek, więc zaszyłam się w akademiku. Tylko wieczorem wyszłam na plażę, żeby przemyśleć parę spraw… Było pięknie. Niebieskie, powoli szarzejące, wieczorne niebo, gdzieś w oddali „zlewające się” z wodą. I łabędź, zażywający kąpieli (chciałam napisać ,,ablucji” :)) .
Ps. A ja sobie dziś takie dwa prezenty sprawiłam :p tak, wiem, toż to rozpusta :p
…a na uczelni znalazłam – hicior.