Niczym szpilka, niczym w gnoju

Lubię czytać – to już wiemy. Lubię pisać – to widzimy – na przykład – na niniejszej stronie. Lubię surfować w odmętach Facebooka – to mamy czarno na białym, jeżeli odwiedzimy mój profil. Co jeszcze lubię? Wpadać z wizytą na inne blogi. 

Blog Szpilka w gnoju. Jestem jego fanką – ten internetowy pamiętnik – nie obrażając nikogo – „Słoika w wielkim mieście”, wywołuje u mnie nieraz taaakiego meeega banana na twarzy 😀 

A zaczęło się od jego nazwy – aby tak zatytułować bloga, trzeba mieć duże poczucie humoru. I dystans – bodaj do wszystkiego (pytanie tylko, czy można mieć dystans do wszystkiego). Zajrzałam na tę witrynę o jakże intrygującej nazwie – i wsiąkłam. The sense of humour niewątpliwie posiadane przez jego autorkę to jest to, co mnie bawi w najchmurniejsze (neologizm?) dni.

Jeśli potrzebuję wyciszenia, zaglądam tutaj: Introweska. Zdrowy rozsądek, trzeźwe myślenie – czasem mi tego brakuje w codziennym życiu. A myślenie Introweski jest jak najbardziej zdroworozsądkowe. Przy pomocy swojego bloga mówi jego czytelnikom, by nie dali się zwariować. I tego ja również wszystkim na rok 2017 życzę. Nie dajmy się, ludzie, zwariować.

Ekstra czy intro?

Gdy rok temu zaczynałam pisać mojego bloga, zakładałam, że raczej będę się tutaj skupiać na moim wyjeździe na Erasmusa. Teraz – kiedy treść tego, co tu się zjawia, wykracza daleko poza rzeczone stypendium i mój pobyt w København – zaczęłam się… ekhem… zastanawiać.

Zaczęłam się zastanawiać, czy osoby prowadzące blogi to z natury ekstra – czy introwertycy? Wiem, że generalizuję w tym momencie, ale ciekawa jestem, która opcja przeważałaby, gdyby tak ktoś próbował to zbadać.

Mnie – na przykład – niekiedy dużo prościej jest coś napisać na blogu czy w pamiętniku, niż powiedzieć komukolwiek. I tak, kiedy w zeszłym roku poważnie chorowałam, prowadziłam osobnego bloga – takiego zahasłowanego. Jestem introwertyczką, niestety, więc pisanie jest dla mnie czymś, przy pomocy czego mogę coś z siebie wyrzucić. Inaczej daną sytuację, problem czy emocje – zduszę w sobie. Po zeszłorocznej jeździe (z trzymanką czy bez niej) nauczyłam się, że to duszenie w sobie to nie zawsze jest dobry pomysł (o ile w ogóle to jest dobry pomysł). Mam jednak tę świadomość, że wszystkiego na bloga wrzucić po prostu nie mogę.

Znów spóźniłam się na pociąg

i odjechał już.

Tylko jego mglisty koniec

zamajaczył mi.

Padalec, kochanie i spółka

Kryminały rosyjskie do tej pory kojarzyły mi się właściwie wyłącznie z A. Marininą. Polecono mi sięgnąć po twórczość Darii Doncowej, a ja powyższe uczyniłam. ,,Śpij, kochanie” i ,,Słodki padalec” przypominają troszeczkę moją ukochaną ,,Powtórkę z morderstwa” Moniki Szwai. Uwielbiam taki subtelny, powiedziałabym: ,,inteligentny” humor. Trochę romansidła – ale też na odpowiednim poziomie; wszak to nie prostactwo typu Harlequin – również nikomu nie zaszkodziło. Doncowa umiejętnie łączy romansidełko, komedyjkę (poniekąd) i kryminałek, tworząc coś, co jest urocze. Coś, przy czym można naprawdę się pośmiać. Ale też pogłówkować, pomyśleć. Nic tylko brać się za czytanie! 🙂

A jako bonus – piosenka, która towarzyszyła mi, gdy Doncową czytałam!

ABBA

Opowieść o pękniętym mieście

Jeszcze noc, jeszcze czas

płonie ziemia, płonie las

dziwne słowo, tajny znak
jestem drzewo, jestem ptak


Wszystkie drogi, wszystkie sny


dzikie myśli, straszne dni


kamień z nieba, z nieba znak


jestem drzewo, jestem ptak


Jeden duch, jeden czas


jeden wróg, obok nas


to mój smutek, to mój znak


jestem drzewo, jestem ptak



Atak terrorystyczny na szkołę w Biesłanie (2004) i szok z tym atakiem związany – chyba większość z nas to pamięta. Ofiarami terrorystów stały się zupełnie bezbronne dzieci. To im poświęcona jest wstrząsająca książka Zbigniewa Pawlaka i Jerzego Wlazły. Książka obok której nie można przejść obojętnie. Rozmowy – z ludźmi, którym przyszło to piekło przeżyć. Rozmowy – z rodzinami ofiar. Wrażenie dostania obuchem w głowę, kiedy matka jednego z zabitych w pierwszych godzinach ataku chłopców opowiada ze szczegółami, jak próbowała ratować swoje najstarsze z czworga dzieci. 

Tej książkę trudno jest opisać. Nie da się jej zaszufladkować. Ją trzeba przeczytać. Sugeruję jednak nie popełniać mojego błędu. Nie czytać jej do poduszki. 

Blaski, cienie i „Światło”

Po książkę ,,Światło między oceanami” sięgnęłam z dużą dozą zaciekawienia – a nie tylko pod wpływem szału, który na nią zapanował. Wyjście na film zakończyło się fiaskiem – z przyczyn rozmaitych. Tak więc moja ciekawość była ciekawością wzmożoną.

W powieści M. L. Stedman znajdujemy w zasadzie wszystko, co powinno znaleźć się w porządnej powieści. Ładny, literacki język, wyrazistych bohaterów (a podkreślałam już, iż takich lubię!). Opisy pięknych nadmorskich krajobrazów. Jest miłość, radość, szczęście przeplecione z bólem, smutkiem, cierpieniem – jak w normalnym życiu bywa.

Historia opowiedziana przez Stedman przywodzi mi na myśl tę opowiedzianą przez L. M. Montgomery w książce ,,Wymarzony dom Ani” – historię Leslie Moore. Jest tak samo literacko piękna, poruszająca, ale i smutna, a momentami wręcz wstrząsająca. 

Życie to i blaski, i cienie. Ale trzeba wierzyć w ujrzenie światła – gdzieś w oddali, niczym tego dawanego przez latarnię morską.

A ja problemów nie mam, bo…

​Na Nowy Rok – Renata Przemyk ❤

Problemów nigdy nie mam bo 

Cierpienie nie jest w cenie 

Skurczony mózg w okowach bzdur 
Zasklepia się milczeniem 
A ja tak bardzo mówić chcę 
Że nikt mnie nie powstrzyma 
Choć nie prosicie o to mnie 
Ja stwarzam mikroklimat 

Szepczecie nędza cnotą jest 
A cnota stoi złotem 
Za uncję trzy dolary mam 
I wiem co zrobię potem 
Milczenie co na sprzedaż jest 
Za uncję sprzedam drugą 
To razem da dolarów sześć 
I rozum na usługach 

Więc wyznam rysy mam chwilowe 
Bo bardzo lubię to w co gram 
A jestem taki kolorowy 
Gdyż nie posiadam białych plam 
I zawsze mówię szybko szczerze 
Co pcha mnie jak i gdzie 
I w czarne koty nie uwierzę 
I w horoskopy też 

Wkładacie między wargi śmiech 
Smucicie o ideach
Nad wami sztandar w którym krew 
Kochacie w niej umierać 
A ja problemów nie mam bo 
Cierpienie nie jest w cenie 
Jedyne co polecam to 
Ponowne narodzenie

Ciut o Neli

Książki o Małej Reporterce ochrzczonej Nelą zaczęły rzucać mi się w oczy po lekturze nowego kanonu lektur szkolnych (sic!), na który pomstowałam zawzięcie kilka postów temu. Proszę, niech mi ktoś racjonalnie wytłumaczy, jakim cudem to – to zostało hojnie obdarzone własnym miejscem we wspomnianym kanonie, lądując – zaznaczyć należy – w lekturach dla potencjalnej klasy VIII (a póki co – III gimnazjum)? 

Dużo obrazków, porządnego, sensownego tekstu w sumie niewiele – jeżeli tak mają wyglądać…ekhm…lektury , to pora umierać. Nawet jeżeli pasjonujące przygody nowej idolki młodszej młodzieży mają walory językowe, pisarskie, artystyczne, czort wie, jakie – to zainteresowałyby nie piętnasto -, czy szesnastolatków, tylko dzieci…może nie połowę od nich młodsze, ale na pewno z pięć – sześć lat. 

Czemu taki a nie inny dobór lektur ma służyć? Doprowadzeniu społeczeństwa do zupełnego zdebilenia? 😦