STRASNA ZABA
Pewna pani na Marszałkowskiej
kupowała synkę z groskiem
w towazystwie swego męza, ponurego draba;
wychodzą ze sklepu, pani w sloch,
w ksyk i w lament: — Męzu, och, och!
popats, popats, jaka strasna zaba!
Mąz był wyżsy uzędnik, psetarł mgłę w okulaze
i mowi: — Zecywiście cos skace po trotuaze!
cy to zaba, cy tez nie,
w kazdym razie ja tym zainteresuję się;
zaraz zadzwonię do Cesława,
a Cesław niech zadzwoni do Symona —
nie wypada, zeby Warsawa
była na „takie coś” narażona.
Dzwonili, dzwonili i po tsech latach
wrescie schwytano zabę koło Nowego Świata;
a zeby sprawa zaby nie odesła w mglistość,
uządzono historycną urocystość;
ustawiono trybuny,
spędzono tłumy,
„Stselców” i „Federastów”
— Słowem, całe miasto.
Potem na trybunę wesła Wysoka Figura
i kiedy odgzmiały wsystkie „hurra”,
Wysoka Figura zece tak:
— Wspólnym wysiłkiem ządu i społecenstwa
pozbyliśmy się zabiego bezecenstwa —
panowie, do gory głowy i syje!
A społecenstwo: — Zecywiscie,
dobze, ze tę zabę złapaliście,
wsyscy pseto zawołajmy: „Niech zyje!”
Poezja? To lubię, rzekłam, to lubię! Konstanty Ildefons wyżej cytowany jak najbardziej wpisuje się w obszar moich zainteresowań. Niezbyt kręci mnie poezja, która powstała przed epoką oświecenia i w zasadzie moje zainteresowanie wierszem (by nie powtarzać na okrągło swoja „poezja”) zaczyna się na Ignacym – Biskupie Warmińskim. Może nie zacytuję tutaj całej ,,Monachomachii” (którą wielbię), ale z pewnością posłużę się ,,Wołem – Ministrem” (nieustająco aktualnym):
„Kiedy wół był ministrem i rządził rozsądnie,
Szły, prawda, rzeczy z wolna, ale szły porządnie.
Jednostajność na koniec monarchę znudziła;
Dał miejsce woła małpie lew, bo go bawiła.
Dwór był kontent, kontenci poddani — z początku;
Ustała wkrótce radość — nie było porządku.
Pan się śmiał, śmiał minister, płakał lud ubogi.
Kiedy więc coraz większe nastawały trwogi,
Zrzucono z miejsca małpę. Żeby złemu radził,
Wzięto lisa: ten pana i poddanych zdradził.
Nie osiedział się zdrajca i ten, który bawił:
Znowu wół był ministrem i wszystko naprawił.”
Z epoki romantyzmu? Wszystkiego po trochu – w sumie nie trawię tylko Krasińskiego. Ale jak może nie podobać się Cyprian K., gdy pisze:
„Daj mi wstążkę błękitną! Oddam Ci ją
Bez opóźnienia…
Albo daj mi cień twój z giętką Twą szyją!
Nie, nie chcę cienia.
* *
Cień zmieni się, gdy ku mnie skiniesz ręką,
Bo on nie kłamie!
Nic od ciebie nie chcę, śliczna panienko,
Usuwam ramię…
* * *
Bywałem ja od Boga nagrodzonym
Rzeczą mniej wielką:
Spadłym listkiem, do szyby przyklejonym.
Deszczu kropelką.”
Późniejszy – acz również dziewiętnastowieczny: Asnyk. Cytowałam kiedyś jego ,,Ja Ciebie kocham!”. Ale zacytuję raz jeszcze. Tak lubię ten wiersz!
„Ja ciebie kocham! Ach, te słowa
Tak dziwnie w moim sercu brzmią.
Miałażby wrócić wiosna nowa?
I zbudzić kwiaty, co w nim śpią?
Miałbym w miłości cud uwierzyć,
Jak Łazarz z grobu mego wstać?
Młodzieńczy, dawny kształt odświeżyć,
Z rąk twoich nowe życie brać?
Ja ciebie kocham! Czyż być może?
Czy mnie nie zwodzi złudzeń moc?
Ach nie! bo jasną widzę zorzę
I pierzchającą widzę noc!
I wszystko we mnie inne, świeże,
Zwątpienia w sercu stopniał lód,
I znowu pragnę – kocham – wierzę –
Wierzę w miłości wieczny cud!
Ja ciebie kocham! Świat się zmienia,
Zakwita szczęściem od tych słów,
I tak jak w pierwszych dniach stworzenia
Przybiera ślubną szatę znów!
A dusza skrzydła znów dostaje,
Już jej nie ściga ziemski żal –
I w elizejskie leci gaje,
I tonie pośród światła fal!”
Początek wieku XX. Przerwa – Tetmajer z „Mów do mnie jeszcze”…
„Mów do mnie jeszcze
z oddali, z oddali.
Głos Twój mi płynie
na powietrznej fali.
Jak kwiatem – każdym
słowem Twym się pieszczę.
Mów do mnie jeszcze.
Mów do mnie jeszcze…
Mów do mnie jeszcze,
te płynące ku mnie
słowa są jakby
modlitwą przy trumnie.
I w sercu śmierci
wywołują dreszcze.
Mów do mnie jeszcze!
Mów do mnie jeszcze…!”
…i Staff. Tym razem posłużę się fragmentem.
„Już? Tak prędko?
Co to było?
Coś strwonione,
pierzchło skrycie.
Czy już młodość
swą przeżyło?
Ach! Więc to już było…
życie?”
O poetach tego okresu, który interesuje mnie najbardziej i którym zajmuję się jako historyk na co dzień – napiszę kiedy indziej oddzielnego posta; zamierzam poświęcić go przede wszystkim twórczości Poety, o którym napisałam pracę magisterską. ”Przeskakując” do lat powojennych… No właśnie.
Konstanty Ildefons i Jeremi. Gałczyński i Przybora. Prócz cytowanej „Strasnej zaby” chętnie wracam do poniższych słów.
„Ile razem dróg przebytych?
Ile ścieżek przedeptanych?
Ile deszczów, ile śniegów
wiszących nad latarniami?
Ile listów, ile rozstań,
ciężkich godzin w miastach wielu?
I znów upór, żeby powstać
i znów iść, i dojść do celu.
Ile w trudzie nieustannym
wspólnych zmartwień, wspólnych dążeń?
Ile chlebów rozkrajanych?
Pocałunków? Schodów? Książek?
Ile lat nad strof stworzeniem?
Ile krzyku w poematy?
Ile chwil przy Beethovenie?
Przy Corellim? Przy Scarlattim?
Twe oczy jak piękne świece,
a w sercu źródło promienia.
Więc ja chciałbym twoje serce
ocalić od zapomnienia.”
Jeremiemu tym razem oddajmy głos. Mówiącemu słowami Julii. Po mistrzowsku odgrywanej przez – równie niezrównaną jak Jeremi – Kalinę J.! ❤
„Po wieczerzy już zmyte naczynka we śnie leży spowita dziecinka
Którą los na pociechę mi dał za kolejną pomyłkę dwóch ciał
Nastawiony już budzik na szóstą mętnie senne odbija mnie lustro
Tylko ja czuwam jeszcze w moim oknie na piętrze
I w uśpioną uliczkę znów krzyczę
O Romeo słowiczy sokole
O tęsknoto niewieścich pokoleń
Otworzyłam Ci okno
Na tę moją samotność
O Romeo
czy jesteś na dole
czy jesteś na dole
A na dole jak zwykle nikogo może kolej z Werony za drogo
Może konno wyruszył a koń nie życzliwie odnosił się doń
Może nie ma na klimat nasz palta
Może jeszcze dokańcza Tybalta
Może zły mu Kapulet sprzeniewierzył amulet
Więc w uśpioną uliczkę znów krzyczę
O Romeo kochanku pokoleń
O Romeo już na mnie jest kolej
Otworzyłam Ci okno
Na tę moją samotność
O Romeo
czy jesteś na dole
czy jesteś na dole
A na dole odpowiedź jest ciszą a na czole mym troska o przyszłość
Co to będzie za miesiąc jak wiek kiedy drogi zawieje Ci śnieg
Co dzień gorsza Romeo pogoda i ja jestem codziennie mniej młoda
Do klasztoru Ci zbiegnę lub innemu ulegnę żeby potem znów krzyczeć w uliczkę
Nie ma Ciebie Romeo na dole
O Godocie niewieścich pokoleń
otwieramy wciąż okna
W każdym oknie samotna
Patrzy w pole
Gdzieś wywiódł ją.”
Ja obecnie – podobnie jak Kalina – jestem zawiedziona tym, że Romeo – póki co – nie przybył. Olewam więc Romea i wracam do łóżka, chorować dalej.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.