Świętej Anny

Ciociu Kochana,

to pierwsze Twoje imieniny bez Ciebie… Pamiętam. Dokładnie tydzień temu zapaliłam Ci światło na podlaskim cmentarzu. A trzy tygodnie temu odwiedziliśmy Wujka! Pojechaliśmy tam razem z T. Wujek jest, Ciociu, tak bardzo, tak bardzo dzielny ♥️

Tydzień temu spędziliśmy piękny weekend w Zawrociu. Odżywam tam zawsze. Tak było i teraz. Poszliśmy na pola – wiesz, tam, gdzie tak kocham spacerować. I zawsze kochałam. Długie rozmowy… Cała masa pięknych wspomnień… Nigdzie indziej nie odpoczywam tak dobrze jak w naszym rodzinnym domu.

A teraz czytam książkę z biografiami osób ważnych dla społeczności naszej gminnej wsi. I wiesz, Ciociu, że tam jest  opisany Twój i Dziadziusia drugi co do starszeństwa Brat? Ja bardzo dobrze Wujka pamiętam, choć odszedł, gdy miałam tylko siedem lat…

Ciociu, cały czas piszę moją pracę doktorską. Ty miałaś doktorat, choć z innej dziedziny… Trzymaj, proszę, kciuki tam, na Górze, bo chcę go niebawem skończyć!

Kocham Cię, Ciociu! I tęsknię!

Podlasia mi trzeba!

Kochasz ty dom, rodzinny dom,
Co w letnią noc, skroś srebrnej mgły,
Szumem swych lip wtórzy twym snom,
A ciszą swą koi twe łzy?

Kochasz ty dom, ten stary dach,
Co prawi baśń o dawnych dniach,
Omszałych wrót rodzinny próg,
Co wita cię z cierniowych dróg?

Kochasz ty dom, rzeźwiącą woń
Skoszonych traw i płowych zbóż,
Wilgotnych olch i dzikich róż,
Co głogom kwiat wplatają w skroń?

Kochasz ty dom, ten ciemny bór,
Co szumów swych potężny śpiew
I duchów jęk, i wichrów chór
Przelewa w twą kipiącą krew?

Kochasz ty dom, rodzinny dom,
Co wpośród burz, w zwątpienia dnie,
Gdy w duszę ci uderzy grom,
Wspomnieniem swym ocala cię?

O. jeśli kochasz, jeśli chcesz
Żyć pod tym dachem, chleb jeść zbóż,
Sercem ojczystych progów strzeż,
Serce w ojczystych ścianach złóż!…”

Wczoraj, Ciociu, dostałam od Wujka piękną pamiątkę. Pamiątkę, która zawsze mi będzie Ciebie przypominać. Ileż pięknych wspomnień! Godziny spędzone z Tobą w twoich – jak to je nazywałyśmy  – pokoikach: najpierw tym na Sanockiej, a potem – na Parkowej. W weekend odwiedzimy z T i z moim Mężem Wujka na Parkowej. Nie masz pojęcia, jak bardzo czekam na tę wizytę! Jak bardzo się na nią cieszę. Znów usiądę – choć na chwilę – na jasnej podłodze pokoiku. I zatopię się – jak to mam w zwyczaju – we wspomnieniach.

Latem, Ciociu, zabiorę T. do Zawrocia. Pójdę z nim na moje ukochane pola za domem, pokażę stamtąd kościół na Mszę do którego się z T. wybierzemy. Pola za naszym rodzinnym domem. Bo dla mnie dom rodzinny jest właśnie Tam. Chociaż przecież urodziłam się w Warszawie. Pokażę mojemu Synkowi miejsca beztroskich pięknych wakacji mojego Dzieciństwa. Pójdziemy na pewno na spacer nad Strugę, zabiorę Go – chociaż jeszcze nie rowerem – do lasu do Holenderni. Tak, zdecydowanie naszego Podlasia mi trzeba!

Pamiętasz jak śpiewałaś mi „Pieśń o domu” Konopnickiej? Znałaś melodię, którą ktoś napisał do tego wiersza… I dla mnie takim domem jest Podlasie. A na Podlasiu Zawrocie. Nasze, Ciociu,  Zawrocie.

Racuchy

Moje pierwsze własnoręcznie zrobione racuchy! Może nie będą aż tak dobre, jak były Twoje, Ciociu… Wierzę jednak, że praktyka czyni mistrza.

Kiedy je smażyłam – czułam Twoją obecność. Słyszałam Twój głos tak wyraźnie jak zawsze wtedy, gdy do Ciebie dzwoniłam: „Dzień dobry, Helusiu!”. I widziałam oczyma duszy ciocię Jadzię przygotowywującą parzaki.

Wiesz, że wczoraj oprawiałam w ramki – i wieszałam na ścianach – zdjęcia rodzinne? Zawsze chciałam mieć u siebie zdjęcia moich Pradziadków, a Twoich Rodziców. I czy wiesz, że zawisła u mnie fotografia Twojego Dziadka? W planach mam wywołanie tego pięknego zdjęcia Twojego i Wujka zdjęcia z naszego i M. wesela. Jesteście na nim Obydwoje uśmiechnięci…

Ciociu, ja tak bardzo chciałam, żebyś poznała T. Żebyś cieszyła się Nim tak samo, jak cieszy się Dziadziuś. Twój Ukochany Starszy Brat. „Michasiu!” – tak do Dziadziusia mówiłaś.

Nigdy nie przypuszczałam, że będę zwracać się do Ciebie tutaj… Ale muszę pisać. Czuję, że muszę. Pisanie przynosi mi pewien rodzaj ukojenia. Bo świadomość tego, że odeszłaś – tak strasznie, tak potwornie mnie boli.

Gryzmolisz? Gryzmolę. Piszę…

T. śpi. Za oknem słońce. Obok mnie kubek z kawą.

Dziewięć lat z mrowiskiem. Wydaje się to aż niemożliwym. Już dziewięć lat tak gryzmolę? No dobra, piszę (wyjaśniam na wypadek, gdyby na ten wpis trafił Mecenas S., który baaardzo pilnuje, by polszczyzna Jego jedynego pacholęcia była polszczyzną nienaganną).

Ja nie piszę dla statystyk. Nawet na nie specjalnie nie zaglądam, przyznam się. Piszę, bo chcę, bo potrzebuję – i nieraz to podkreślałam.

Pisanie – wielokrotnie mi pomagało. W sytuacjach najprzeróżniejszych. Tak jest i teraz. Też mi pomaga. Gryzmolenie, pisanie – jak zwał, tak zwał.  Żałuję, że nie udało mi się wrócić do niego w ubiegłym – bardzo dla mnie trudnym – roku. Dzięki pisaniu jakoś łatwiej jest pamiętać o uśmiechu.

Luty dwadzieścia pięć

Teoretycznie – zgodnie z harcerskim zwyczajem – powinnam wrzucić zdjęcie w mundurze z okazji Dnia Myśli Braterskiej. Nie mam jednak na to siły. Wczoraj odeszła druga z moich Cioć, z którymi byłam bardzo związana przez całe moje życie. Była ukochaną Młodszą Siostrą mojego Dziadziusia. We wrześniu ubiegłego roku pożegnaliśmy Bratową Ich obydwojga. Będąc dosłownie tydzień przed porodem – nie mogłam wziąć udziału w pożegnaniu Cioci.

Obydwie Ciocie – to piękne wspomnienia dzieciństwa. Beztroskiego, słonecznego, wspaniałego. Takiego, jakiego życzę każdemu. Wakacji w moim najukochańszym miejscu na świecie – określanym mianem Zawrocia.

Tak naprawdę Zawrocie to Dzięcioły Bliższe na Podlasiu. Moi przodkowie przybyli na nie (to znaczy na Podlasie) na przełomie XVIII i XIX wieku. Obydwie Ciocie były z Dzięcioł. Ciocia Jadzia – zmarła we wrześniu – urodziła się i wychowała w pobliskich Stelągach, ale od czasu ślubu z Bratem Dziadziusia aż do swoich ostatnich dni mieszkała w Dzięciołach. Z kolei Ciocia Hania w Dzięciołach przyszła na świat i mieszkała do momentu wyjazdu do liceum Heleny Rzeszotarskiej w Warszawie…

Tak naprawdę ubiegły rok był drugim w moim życiu (bo pierwszym był rok wybuchu pandemii), kiedy nie byłam w Zawrociu. Mam zamiar przyjechać z moimi Chłopakami w wakacje. I na pewno przyjadę! ❤️ Chciałabym, by mój T. – już czteromiesięczny – miał takie miejsce, jakim dla mnie jest Zawrocie. Taki Raj na Ziemi ❤️

Musiałam, musiałam się „wypisać”. Tak jak czasem ktoś musi się wygadać, to ja się „wypisuję”.

Z obserwacji… Matki Polki

Wylądowawszy na długotrwałym eLCztery – znacznie dłuższym niż wszystkie dotychczasowe (i to chyba w ogóle razem wzięte) – między nadrabianiem zaległości w pracy doktorskiej a wizytami lekarskimi, czytam. Robię to, co w tak zwanych codziennych warunkach robiłabym totalnie z doskoku. Takie kryminały chociażby, które uwielbiam ❤️ ale i książki mające przygotować mnie do tego, co wydarzy się niebawem. Tym oto sposobem natrafiłam na coś, czemu nadano tytuł: „Matka Polka sika w krzakach”.

Matczyne perypetie w mieście stołecznym Warszawie (to znaczy: głównie w mieście stołecznym Warszawie, ale w tle występują i Starachowice, i Ostrowiec Świętokrzyski, i Kraków).  Napisane wprawdzie z humorem, ale wiele mówiące choćby o tym, jak trudno jest poruszać się po 100licy. Tutaj – matce z wózkiem, ale jakby tak popatrzeć szerzej, to można tę narrację rozciągnąć na przykład na osoby niepełnosprawne. Przypomnę, że na potrzeby osób trochę mniej sprawnych (na rozmaity sposób) staram się być szczególnie wyczulona – sama jestem jedną z nich. Szczerze współczuję komuś, kto poruszając się na wózku musi pokonać okolice Rotundy chociażby. Zamiast poprawić komfort korzystania z tamtejszych wind albo wręcz wybudować nowe – zrobiono przejścia dla pieszych, które – uważam – najbezpieczniejsze nie są. To jest bardzo ruchliwe skrzyżowanie i nawet światła nie ułatwiają przejścia przez nie. Windy, powtarzam, windy! I jeszcze raz windy…

O jeździe zbiorkomem (czy to w mieście – tramwajem czy autobusem, czy w skali kraju – pociągiem na przykład) z wózkiem wypowiem się, jak już małe się pojawi. A do tego trochę czasu jeszcze jest…

W każdym razie – czytam. A ze słuchawek leci góralska nuta z obejrzanej wczoraj drugiej części „Za dużego na bajki” („Porwijze mnie, porwij”).

Swinemünde

Odpoczynek po świątecznym jedzeniu. Relaks. Ukochana muzyka (jak co roku od paru już lat – kolędy w wykonaniu Kukulskiej – no kocham po prostu!). U boku – Mąż ❤️

Już jako Pani B.

W ósmy rok gryzmolenia wchodzę już jako Najszczęśliwsza Na Świecie Pani B. Z dwuczłonowym nazwiskiem ❤️ i z moim M. tak, jak sobie wymarzyłam… ❤️ Aż nie chce mi się wierzyć, że to osiem lat temu szykowałam się do wyjazdu, do tej niesamowitej przygody. Teraz widzę, jak wiele się zmieniło… przez te osiem lat.

Z jednej strony wiele, z drugiej – niewiele, jak to w życiu. Tak, ktoś mógłby powiedzieć, że napisałam taką totalnie oczywistą oczywistość teraz. Ale cóż ja poradzę na to, że jak gryzmolić lubiłam, tak lubię nadal. Że na mrowisko zaglądam, choć częściej po to, żeby poczytać, bo ono stało się dla mnie rodzajem wspomnienika – takiego pamiętnika z mnóstwem moich osobistych wspomnień. Ono przeszło ze mną wiele chwil, które były dla mnie naprawdę – dziś nie boję się tego powiedzieć – trudne. Tu mogłam być sobą – po prostu się „wypisać”. Tak jak niektórzy muszą się wygadać. Czy wypłakać.

Muzycznie – też jak było poetycko, tak nadal i niezmiennie jest. Ukochane Groszki, ewentualnie utwory groszkopodobne. A.O. w ilościach dużych. Poezja – czytana, słuchana, recytowana. To się nie zmieniło.

To często u mnie leci.

I to.

I to.

I to też.

Swoją Miłość Prawdziwą już znalazłam ❤️

Achhh, dzień od SERNIKA zacząć!

I od razu staje się ów dzień pięknym ❤️♥️

Miłośniczka serników ze mnie, jak wiadomo, i to tak od zarania dziejów… to znaczy moich dziejów. I jeśli – tak jak dzisiaj – drepcząc do pracy, wdepnęłam do kawiarni na kawę i ciacho… to znaczy, że dzisiejszy piątek – weekendu początek – będzie dobrym dniem 🙂