Po świeradowsku

Kilka dni poza domem. W pięknym miejscu. Odpoczęłam. Zanim jednak to zrobiłam – definitywnie zamknęłam pewną sprawę, która nie dawała mi spokoju przez kilka lat. Jak dobrze ten spokój mieć. I móc skupić się na przyjemniejszych rzeczach. I chociaż deszcz (aczkolwiek nie w Cisnej) też pokropił, a i trochę miejsca dla śniegu również się znalazło – generalnie pogoda była ładna. Nawet bardzo! Zaczytywałam się w duńskich kryminałach. Muzycznie – piłowałam cenioną przeze mnie od lat „Kolędę nockę” (a głos Teresy Haremzy w sposób szczególny). Wieczorami – ćwiczyłam swój angielski wraz z „Peritią”. I – rozpoczęłam dalszy etap swojej harcerskiej podróży.