Buduj mosty, mury krusz

Wracam z pracy i czytam „Mosty zamiast murów”, krótko mówiąc: staram się dobrze spożytkować czas spędzony na dojazdach. Nadal ćwiczę nieodzowną wukadkę, bo choć po jedenastu (jak to brzmi!) latach temat prawa jazdy sfiniszowałam szczęśliwie, to na wymarzony samochód jeszcze muszę chwilkę poczekać. No więc czytam, czytam, czytam. Albo się uczę. Tak, duńskiego! ❤

Poczyniłam dalsze kroki ku doktoratowi. Powoli go piszę. W ostatnią sobotę (bo mam zasadę, że doktoratowi poświęcam najczęściej soboty) napisałam bardzo niewiele – chyba nie miałam weny. Bo czasem i mnie łapie brak weny, choć generalnie piszę dużo i lubię to robić.

A skąd ta lektura? Skąd „Mosty”? Chcę dowiedzieć się więcej o komunikacji. Międzyludzkiej. A to jedna z tych książek, które uważam za najpotrzebniejsze. Bardzo mądre. Bardzo „ludzkie”. Pierwszy raz przeczytałam ją dwa lata temu. Podczas ferii w Szczawnicy. W tych zwykłych, a jednocześnie tak niezwykłych, przedwirusowych czasach.