Patrzę na moją N. – na Jej zdjęcie, które poniżej tu wrzucam (to jest właściwie screen z mojej komórki) i uśmiecham się. Tak po prostu. Bo uśmiechu w tej całej gonitwie, która mi ostatnio bez przerwy towarzyszy – czasami… brakuje? Czy ja wiem? Jeżeli brakuje, to raczej ja się rzadko uśmiecham. Chyba – wracając, zmęczona, do domu nawet nie mam siły na uśmiech.
A tak – popatrzę na to zdjęcie. I się uśmiechnę. Pod maseczką, oczywiście.
Oj, kiedy ja ostatnio pisałam na moim blogu? Dawno. Wiem, że dawno, ale nawet nie mam siły patrzeć, kiedy dokładnie. Pochłania mnie praca – moje Miejsce na Ziemi. Pochłania mnie doktorat. Pochłania mnie zwykłe, szare i w gruncie rzeczy śmiertelnie nudne życie zwyczajnej Mrówki. Aaaa, i znalazłam czas na ten mój Najpiękniejszy! I to jest – niewątpliwie – powód do radości.
Powód do mojej radości.

Musisz się zalogować aby dodać komentarz.