Kot niebieski rodem z Leszna

Leszczyńskiego rynku nie zwiedziłam (jeszcze, może kiedyś odwiedzę, bo podobno jest ładny), ale wracając z Nowej Rudy postanowiłam zahaczyć o wegetariańską knajpę „Blue Kot”. O jej istnieniu dowiedziałam się z Instagrama. Poczytałam trochę więcej w Internecie. I stwierdziłam – muszę spróbować! Ja sama wegetarianką nie jestem: mam przykazane od lekarzy jeść mięso (od niedawna, ale mam), natomiast po tym jak dawno temu kombinowałam z niewsuwaniem mięsiw wszelakich (a jeszcze wcześniej odwiedziłam moje bezmięsne wujostwo) – schaboszczaki prześladowały mnie w koszmarach sennych. Niebieskokocie żarełko było przepyszne, choć dla mnie zamówiona porcja okazała się być ciut za dużą (zazwyczaj moja porcja obiadowa to połowa tego, co dostałam na niebieskokocim talerzu). Jeśli kiedyś jeszcze los sprawi, że będę w okolicy – to do Niebieskiego Kota wdepnę, bo poza pysznym jedzeniem – miło jest posiedzieć w ładnym miejscu – wizualnie ładnym. Artystycznie urządzonym. Jako taka trochę artystyczna dusza – pół – kobita, pół – poetka (że pozwolę sobie zacytować A. O. ) – bardzo lubię odwiedzać takie miejsca. Zdjęcia robione telefonem – nie oddają, niestety, tego, co w Kocie jest. A już na pewno nie oddają tego, jak smakuje niebieskokocie jedzenie.