,,To będzie dobry rok!” – powiedziałam po wyciągnięciu z torebki zawieruszonego w jej czeluściach bankotu pięćdziesięciozłotowego. Sylwester 2017 – prywatka. W moim Mieście.
31 grudnia – nauka najpiękniejszego języka świata. I ostatnia przed 2018ym wizyta w moim em – kwadracie.
Pomalowałam pazury na wściekłą zieleń. Ot, fanaberia. Postanowienia noworoczne? Brak, bo zazwyczaj na dobrych chęciach się kończy.
Kontuzja uniemożliwiła mi taniec. (Jak i założenie butów na obcasie, zadowoliłam się pantofelkami.) Odtańczyłam jeden. doSłownie: jeden. Ale bardzo udany, bardzo spokojny – na parkiecie nie szaleję.
Jak w zeszłym roku – wpis sprzed roku – życzę… słodkiego, miłego życia: