Szarlotka z kwaśnych jabłek

Kurczę, no dzisiaj się czuję zupełnie jak bohaterka ,,Smaku świeżych malin” – Malina w chwilach największego rozbicia. Dosłownie. I nic mi dziś nie pomogło – nawet zjedzenie tak pysznej szarlotki. Inna rzecz, że weekend miałam pełen przyjazdów, odjazdów, przejazdów – wszak byłam na weselu. Wróciłam wczoraj do domu późno. Niestety, nie mam natury moich rodziców – imprezowiczów. Chociaż może nie tyle natury, co ich głów. Ja po kieliszku alkoholu (doSŁOWNIE kieliszku, bo więcej nie piję) jestem nieżywa. Moja głowa jest wybitnie nieodporna na alkohol. Ale może właśnie dlatego, że tak rzadko po niego sięgam.

Dzisiaj na nogach od szóstej (w swoje codzienne funkcjonowanie muszę wkalkulować czas dojazdu do stolicy – w porannych korkach to potrafią być dwie godziny), od rana – jak chyba każdy – pracuję. Pracę mam naprawdę przyjemną, zgodną z moją pasją, zgodną z moim wykształceniem.

Przede mną angielski. Pustka w głowie dzisiaj. Totalna. ,,Co ma być, będzie” – zwykłam mawiać, zgodnie z moją fatalistyczną (a może po prostu racjonalną?) filozofią życiową.