Czy kiedykolwiek czytaliście książkę o słodkim tytule ,,Smak świeżych malin”? Nie? No to koniecznie nadróbcie zaległości! Należę do najzagorzalszych wielbicielek tej lektury. Co więcej – z każdym dniem coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że gdyby główna bohaterka istniała w rzeczywistości – byłaby mną. Albo – gdyby mnie tak wziąć i przenieść na karty książki, z pewnością byłabym Maliną. Tak czy tak – w sumie na jedno wychodzi.
Obydwie świeżo po studiach, z kłopotami sercowymi (tak, znów jestem singielką!), z rodzinami, o których trudno powiedzieć, że są sztampowe, z Przyjaciółkami, o których każdy marzy ( A.! :* Malina ma Ewkę, a ja mam moją A. Nikt jak Ona nie potrafi postawić mnie do pionu jednym dosadnym stwierdzeniem ❤ ). No i walczące z dietami rozmaitymi. (Ecchhh…) Dodajmy do tego jeszcze walkę z prozą życia codziennego, którą obydwie usiłujemy sobie ubarwić pisaniem… mniej lub bardziej humorystycznym.
Malina mi na imię, cholera jasna! Wiem to – jestem Maliną!
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.