Dyrdymały śnić!

Nie pamiętam tak pięknego dnia w tegorocznym piździerniku jak ten dzisiaj. Piękna pogoda. Piękna jesień. Nic tylko usiąść na ławce i – wśród różnokolorowych liści ,,dyrdymały śnić”. Zakładając, oczywiście, że park i ławka to ,,wyspy bananowe” o których śpiewała Maryla do słów Agnieszki.

Kocham tę złotą polską jesień. (Tak, wiem, pisałam o tym równo rok temu!) Jestem straszną romantyczką, jak się okazuje. I stwierdzam, że niestety, jest coraz gorzej: z wiekiem mi się to pogłębia 😉

Póki co, na bycie romantycznym lekarstwa nie wynaleziono, chociaż nie wydaje mi się to niemożliwym do zrealizowania: jest to choroba jak najbardziej uleczalna, choć – jak pokazuje mój przypadek – długotrwała i postępująca. Kurczę, no niestety, jest ze mną jak jest.

Nieśmiertelnik – żółty październik…

W ramach tego, jak bardzo jestem romantyczna, piłuję jakże namiętnie twórczość takich twórczyń jak Demarczyk czy Dalida. To też mi się pogłębiło. O ukochanych ,,Groszkach” (tekst tutaj) pisałam wielokrotnie. Odnowiła mi się faza na ,,Paroles, paroles”. Aż boję się myśleć, co będzie następne. Obym nie spadła drastycznie do poziomu iście werterycznej egzaltacji!