Stangret, kareta, mój frak i Twój tren

Wieczór panieński. Nie mój, żeby było jasne. Mojej Przyjaciółki.

Mojej M.

Mojej kochanej M., z którą dzieliłyśmy smutki i radości mieszkania we wrocławskim akademiku. Największy moloch z domów studenckich stolicy Dolnego Śląska – i my trzy (M., K., i ja).

Wspólne imprezy. Czasem na korytarzach akademika. Niekiedy wypady do klubów, na piwo, potańczyć…

Kiedy przychodził czas sesji – nauka. W ryjcu zwanym kujownią (inaczej rzecz ujmując: pokoju nauk), który mieścił się na akademikowym ostatnim piętrze.

Pomoc, gdy trzeba było, a innym razem: opieprzenie… też, kiedy trzeba było.

To o M. pisałam w moje kopenhaskie Walentynki, bo wtedy się zaręczyła.

Kochana moja M., dużo szczęścia na tej Nowej Drodze ❤