Karenin kontra Wroński

Lubiąc czasem sięgnąć po romansidła (choć nie tylko) – przeczytałam „Sekrety żony mandaryna”. Z Kasią – autorką książki – przyjaźnię się od czasów studiów. Opowieść o żonie mandaryna, która odkryła swoje sekrety, jest powieściowym debiutem Kasi, mieszanką kryminału, obyczajówki i książki historycznej. Wprawdzie jednym z moich romansideł numer jeden jest „Anna Karenina” (z której zresztą zaczerpnęłam tytuł, bo są nim nazwiska pierwszoplanowych męskich bohaterów powieści) i obawiam się, że druga tak genialna powieść nigdy już nie powstanie (Tołstoj wprawdzie od dawna nie żyje, ale gdyby tak znalezli się jacyś godni następcy…) – „Żona mandaryna” jest naprawdę ciekawą lekturą (choć, jak mówię, żeby napisać drugą „Annę Kareninę” trzeba byłoby być geniuszem). Dotąd nie interesowałam się kulturą Chin, więc tym chętniej sięgnęłam po książkę Kaśki. Potraktowałam ją jako możliwość poszerzenia horyzontów. I nie zawiodłam się. Z pewnością!