A miałam już nic nie jeść… Tylko co ja zrobię, że moja miłość do karmelu zawsze zwycięża? No i właśnie – w Krakowie – zjadłam kawałek sernika z karmelem. I się nasłuchałam o krakowskim spleenie. Tradycyjnie – byłam u Ziemby.
„Chmury wiszą nad miastem, ciemno i wstać nie mogę
Naciągam głębiej kołdrę, znikam, kulę się w sobie
Powietrze lepkie i gęste, wilgoć osiada na twarzach
Ptak smętnie siedzi na drzewie, leniwie pióra wygładza
Poranek przechodzi w południe, bezwładnie mijają godziny
Czasem zabrzęczy mucha w sidłach pajęczyny
A słońce wysoko, wysoko świeci pilotom w oczy
Ogrzewa niestrudzenie zimne niebieskie przestrzenie
Czekam na wiatr, co rozgoni
Ciemne skłębione zasłony
Stanę wtedy na „RAZ!”
Ze słońcem twarzą w twarz
Ulice mgłami spowite, toną w ślepych kałużach
Przez okno patrzę znużona, z tęsknotą myślę o burzy
A słońce wysoko, wysoko świeci pilotom w oczy
Ogrzewa niestrudzenie zimne niebieskie przestrzenie
Czekam na wiatr, co rozgoni
Ciemne skłębione zasłony
Stanę wtedy na „RAZ!”
Ze słońcem twarzą w twarz„
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.