Należę, przypuszczam, do najzagorzalszych (a przynajmniej w moim pokoleniu) fanek kawy. Ten smak, ten zapach – to lubię, rzekłam, to lubię! A że tak się szczęśliwie złożyło, iż dziś wylądowałam na Żoliborzu… więc usiadłam na moment w kawiarni i delektuję się… kawą. Bo coś mi się przecież od życia należy po całym dniu siedzenia w bibliotece!
W bibliotece na Rakowieckiej. Przygotowywałam się na piątkowe zajęcia – i jeżeli powiem, że było łatwo, to okropnie skłamię. Ogarniam angielski, ogarniam duński, ale włoskiego – za Chiny. A musiałam dzisiaj właśnie przejść bardzo przyspieszony kurs tego języka. Jak mi to wyszło – oceni mój wykładowca na piątkowych zajęciach.
Biblioteka…? Tak, bo dzisiaj miałam czas i możliwość do niej pojechać. Czasu mam ostatnio tak mało, że każdą wolną chwilę staram się poświęcić na nauczenie się czegoś, przygotowywanie się do czegoś. Przez cały tydzień jestem zajęta; teraz jeszcze częściej niż kiedyś uczę się po nocach.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.