Zmagań z pracą magisterską ciag dalszy. Mam ją ,,gruntownie przebudować„. A i cały czas jest to nieszczęsne ,,ale”… no właśnie.
Tym ,,ale” jest moja cudowna kwiecistość języka. Ja piszę bardzo literacko. Przypuszczam, że wyszłoby to czarno na białym, gdyby przejrzeć moje wpisy tutaj. Mam lekkie pióro, przyznaję, lubię pisać – tyle tylko, że kompletnie nie potrafię utrzymać się w ryzach pracy naukowej. Ech.
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego mojego mankamentu. Nie potrafię go zwalczyć. Mimo iż próbuję. Wychodzę z założenia, że
…w każdą literę zaklnę moc!
A może… jest na to sposób? Może przestanę pisać, bloga, pamiętniki, odłożę zupełnie na bok literaturę piękną i skupię się na prozie życia, a wtedy mój język też sie zmieni? Przestanie być kwiecisty, zmieni się na suchy i rzeczowy? Całkiem możliwe, że to jest jakieś rozwiązanie.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.