Ręce mi opadły. I to, niestety, dosłownie. Powód? Nowy kanon lektur szkolnych .
Dlaczego my, Polacy, mamy to do siebie, że nie jesteśmy w stanie znaleźć równowagi – i skaczemy ze skrajności w skrajność? W tym momencie kanon tego, co uczeń lat 10+ zasadniczo przeczytać powinien proponuje albo coś, co jest… bardzo dziecinne, albo coś co jest po prostu zbyt trudne.
Józef Czechowicz w IV klasie szkoły podstawowej? Z całym szacunkiem, ale ten, kto to wymyślił, chyba nigdy wierszy Czechowicza nie czytał. Powiem szczerze – nie bardzo sobie wyobrażam, żeby nawet najbardziej rozgarnięty dziesięciolatek rozumiał wiersze Czechowicza, których już nawet sama budowa jest specyficzna – w większości brak znaków interpunkcyjnych na przykład. Czechowicz to awangarda, katastrofizm, częste uzywanie metafor… stąd do tej pory raczej sięgano po niego w ostatnich klasach liceum.
Za to – korczakowski ,,Król Maciuś Pierwszy” w klasie V i – mój hit – ,,Nela Mała Reporterka” (sic!) w klasie – uwaga – VIII. W międzyczasie – Czechow, utwory Mickiewicza.
Zmieściwszy się gdzieś pomiędzy ,,Nelą Małą Reporterką” a Czechowiczem – sięgam po raz wtóry po ,,622 upadki Bunga”. Bo już chyba narkotyczne wizje Witkacego będą dla mnie łatwiejsze niż domyślanie się, czemu ma służyć takie żonglowanie lekturami. Wiem jedno: wydawcy tak zwanych ,,bryków” będą mieli pełne ręce roboty.