Tak by chciało się pogadać, ale z kim?

Z samą sobą już dogadać się tak trudno,

a człowieka, który obok mnie tu śpi

nie obudzę – musi w pracy być na siódmą.

            Gorycz niesłodzonej kawy. Mocnej – jak przystało na espresso. Moja ulubiona kafejka na Amagerbrogade – bardzo blisko Øresundsvej. Często można mnie tutaj zastać – pogrążoną w lekturze.

Zapaliłam papierosa. Wciągnąwszy parę razy dym do płuc – zgasiłam go w popielniczce. Przewróciłam kolejne kartki książki – nieśmiertelny ,,Ojciec Chrzestny’’ jest dobry na wszystko, pomaga nawet w dni, kiedy mam największe doły. Nie cierpię Petera Clemenzy, przyznaję, ale takim Santinem Corleone osobiście bym nie wzgardziła… Dzisiaj jest lepiej – nie tęsknię już tak bardzo jak wczoraj, kiedy – wieczorem – przemierzałam plażę; znaną tutaj jako Amager Strand. Na ile to jest chwilowa poprawa nastroju – tego nie wie nikt. Łącznie ze mną.

Znam te drogi przez układy planetarne,

w chmury, bzdury i marzenia, w nieskończoność.

Trzeba znaleźć tu, na Ziemi, swoją prawdę –

nawet gorzką…

nawet słoną….

Nawet jeśli znalazłam już tę swoją prawdę – gorzką, słoną, jaka by ona nie była – potrzebuję trochę czasu, by się z tą prawdą oswoić. Nietrudno się domyślić, że pojęcie ,,trochę czasu’’ jest względne – sama jestem ciekawa, jak długo przyjdzie mi się zapoznawać, zaprzyjaźniać, oswajać.

…którą dzielisz ze mną Ty

w noc bezsenną,

tu na Ziemi.