***

Kiedy jest czas na własny smutek?

Nie wiem o tym. Kogoś boli głowa.

Trzeba biec do apteki po proszki,

uśmiech przesłać, życzliwe słowa.


Kiedy jest czas na własną rozpacz?

Nie wiem o tym. Bliżni umiera.

Trzeba zająć się płaczącym dzieckiem,

najbanalniej ludzkie łzy zbierać.


Kiedy jest czas na własną samotność?

Już  wiedziałem. Nagle nieproszony

ktoś przypomniał o swoim rozstaniu.

Taki młody… a tak zawiedziony.


Kiedy czas jest na własną gorycz?

Nie wiem o tym. Pod krzyżem ktoś pada

trzeba biegać, kołatać, wyjednać,

stać w ogonkach, czekać, spowiadać.


O Jezusie powiedzieć. Pocieszać.

Rany koić. Dźwigać ramieniem.

I nie wiedzieć, i już nie zrozumieć,

kiedy czas jest na własne zwątpienie.


(x. Jan Twardowski, Wiersze z szuflady, Warszawa 2007)

Jedna chwila, jedno mgnienie

i tylko garść prochu nikłego.

I tylko rozdzierające wspomnienie

i nic więcej, i tyle wszystkiego.