‘Można odejść na zawsze,
by stale być blisko.’
Joasiu, to już rok. A ja nadal nie potrafię uwierzyć. Często o Tobie myślę. Wspominam nasze rozmowy. Wiem, że cieszyłaś się moimi sukcesami. Gratulowałaś mi udziału w konferencjach naukowych. Byłabyś dumna z mojego wyjazdu na stypendium. Pokazywałaś mi, jak cieszyć się życiem – starałaś się nie tracić pogody ducha nawet w najgorszych tego życia momentach. Bardzo mi Ciebie brakuje.
Pół roku temu, Joasiu, napisałam takie wspomnienie….
1974 – 2015
‚,,Bo dam Ci przewodnik po chmurach,
ze wszystkich dokładny najbardziej.
Jeśli kiedyś zapragniesz, to w chmurach
z pewnością mnie znajdziesz.
Dziś wracać na Ziemię mi nie każ,
choć Ziemia z błękitów mnie woła.
Bo tego nie zmienisz w człowieka,
kto raz się przemienił w anioła…”
/K. C. Buszman/
Kiedy dotarła do mnie wiadomość o odejściu Joanny, pogrążyłam się w zadumie. Podziwiałam ją jako człowieka – jako kobietę mającą własne zdanie i argumenty na tego zdania obronę. Jako kobietę – przede wszystkim pełną ciepła, życzliwości i wielkiej tolerancji. Jako osobę, o której wiedziałam, że zawsze mogę się przed Nią otworzyć.
Była bezpośrednia, traktowała mnie troszeczkę jak swojego kumpla. Młodszego, dużo młodszego, ale kumpla. Wychodziłyśmy z mieszkania na taras. Joanna paliła papierosa, a ja jej się zwierzałam.To mogło trwać nawet kilka ładnych godzin. Lubiłam słuchać Jej wspomnień. Tych z okresu nauki w liceum (często przywoływała historię o tym, jak będąc w drugiej klasie wyleciała z hukiem z lekcji łaciny, ponieważ bardziej niż łacina zajmowała ją gra w szachy pod ławką), ale nie tylko tych. Z zawodu była prokuratorem. Dystans, z jakim podchodziła do swojej pracy – był naprawdę godny podziwu. Opowieści o swoim zawodzie miała w zanadrzu po prostu multum. Snuła te opowieści z takimi szczegółami, że aż boję się je upubliczniać.
Była bardzo życzliwa innym ludziom. Widząc, że może komuś pomóc – po prostu pomagała. Kochała zwierzęta, była ukochaną panią dla pięknej dobermanki.
Gdy nowotwór zajmował kolejne organy, nie traciła optymizmu, była taka dzielna i taka silna. Zniosła osiem różnych cykli chemioterapii. Kiedy ostatni raz rozmawiałam z Nią przez telefon, miała ten swój pogodny głos, który przygasł, gdy mówiła:
– Wiesz… czuję się… tak sobie. Ja już nawet zęby myję na raty, bo nie jestem w stanie ustać przy umywalce.
Zawsze będę pamiętać Twój szeroki uśmiech, Joasiu. Motto tego krótkiego wspomnienia pochodzi z jednego z moich ulubionych wierszy. Wierzę, Joasiu, w to, że jeszcze kiedyś się spotkamy. W dalekich, wysokich, białych chmurach.’