Pociąg bylejaki w kierunku dalekich połonin

Gdy nie zostanie po mnie nic

oprócz pożółkłych fotografii – 

błękitny mnie przywita świt

w miejscu, co nie ma go na mapie. 

 

A kiedy sypną na mnie piach,

gdy mnie przykryją cztery deski 

to pójdę tam, gdzie wiedzie szlak – 

na połoniny, na niebieskie. 

 

Powiezie mnie błękitny wóz

ciągnięty przez niebieskie konie. 

Przez świat błękitny będzie wiózł

aż zaniebieszczy w dali błonie. 

 

Od zmartwień wolna i od trosk

pójdę wygrzewać się na trawie,

a czasem, gdy mi przyjdzie chęć – 

z góry na Ziemię się pogapię. 

 

Popatrzę jak wśród smukłych malw 

wiatr w przedwieczornej ciszy kona – 

czasem mi tylko będzie żal, 

że trawa u Was tak zielona…

Zaczytałam się w najnowszej książce Hanny Kowalewskiej z serii o Zawrociu. Rozmarzyłam się – wsiąść w bylejaki pociąg i wyjechać. Wyjechać przed siebie – odpocząć. Dziś szczęśliwie zdałam egzamin – na czwórkę – więc jak już pchnę wszystkie egzaminy, zaliczenia et caetera, to tak zrobię: złapię pociąg bylejaki – ewentualnie każdy inny środek lokomocji, jeśli pociągu akurat nie będzie – i pojadę dokądkolwiek. W końcu jakiś odpoczynek mi się należy! Należy! Należy! Nie będą to z pewnością połoniny niebieskie, ale – a może by tak?! – być może właśnie połoniny. Dalekie. Bieszczadzkie.

‚W taką podróż chcę wyruszyć (…)

niczego mi nie będzie szkoda.’

Dzisiejsze spotkanie, które odbyłam, jak również zdany egzamin – podniosły mnie choć trochę na duchu. Dziś nie tkwię w takim dole, w jakim zdawało mi się tkwić ostatnimi czasy, a który trwał właściwie permanentnie przez ostatnich parę dni.

WP_000012 (2)