Zapytałam: dokąd iść?

Próbuję – z marnym skutkiem – dzisiaj się uczyć. Duńskie słówka nie wchodzą mi do głowy tak szybko, jak chciałabym, żeby wchodziły. Poza tym krzątałam się dziś trochę po domu, zrobiłam zakupy. Na moment włączyłam telewizor. Sącząc mrożoną kawę (typu homemade, rzecz jasna, to znaczy – w moim wydaniu – mix kawy i lodów z naciskiem na lody), gapiłam się bez sensu w ,,Ojca Mateusza” – lubię ten serial, ale dziś nawet na nim nie mogłam się skupić).

Ciężko mi się ogarnąć. Dawno nie miałam takiego doła. Czuję się tak, jakbym stała – niczym w piosence zespołu VOX – na rozstaju dróg, gdzie przydrożny Chrystus stał. Dokąd iść? Co zrobić? Jak sobie pomóc? Nie poznałam dotąd odpowiedzi na te pytania. Mam wrażenie, że wszystkie posty w stylu…

Nerwy… ale i jeden pozytyw

Gorszy dzień wprawdzie, ale piękny wieczór

Urywek z Szymborskiej

Smutny jest kolor blue

…to była tylko jedna mała kropla w morzu… w morzu? W oceanie raczej!

Chyba popełniłam błąd, że zbyt wiele emocji w sobie stłumiłam. Powtarzałam sobie: ‚Kto ma nie dać rady? JA mam nie dać rady?!’. I być może to mnie zgubiło – próba zgrywania bohaterki, takiej, co to ze wszystkim absolutnie da sobie radę. Tak, wiem, najbliższe mi osoby nie byłyby zachwycone tym, że o tym tutaj piszę – sugerowano mi, bym traktowała tego bloga – jak się wyrażono – ‚zawodowo’. A ja czuję, że muszę wyrzucić z siebie to, o czym teraz piszę 😦 

Co robić? Już nie mam pomysłu, kto i jak mógłby mi pomóc. To, że pogoda za oknem jest taka sobie – nie zależy ode mnie i z tym nie wygram. Ale książki ,,na poprawę nastroju” mnie już nie cieszą (nawet te najulubieńsze!), piosenki mojego ulubionego Kabaretu – zazwyczaj sprawiające, że się uśmiecham – również. WP_20160627_027