Kolejny paskudny i deszczowy dzień. Taki, w który absolutnie nie chce się nic robić. Strasznie mi smutno dzisiaj. Przez całą noc usiłowałam pisać pracę i nic (nic, nic!) mi z tego nie wyszło. Znów jest jak w piosence:
‚Do łezki łezka
aż będę niebieska –
w smutnym
kolorze blue.
Jak chłodny jedwab
w kolorze nieba
zaśpiewam
kolor blue…’
Smutny jest dzisiaj ten mój kopenhaski kolor blue. Jest strasznie szaro, nie zanosi się na to, by miało wyjść – choć na chwilę – słońce. W jednym z najwcześniejszych postów na tym blogu – pod tytułem …i zmatowieje ten blask -zastanawiałam się, jak długo będzie trwać euforia związana z pobytem tutaj… trwała rzeczywiście długo. Ale – jak wszystko – powoli blakła, a to, co początkowo zachwycało – powoli stawało się rutyną. Dziś – w zasadzie wszystko tutaj – to dla mnie codzienność. Co nie zmienia faktu, że Kopenhagę nadal uważam za jedno z najpiękniejszych znanych mi miast (wbrew pozorom – zwiedziłam ich sporo: Delhi, Madryt, Amsterdam, Londyn, Berlin, Lwów, Wilno, Santiago de Tenerife i wiele innych mniejszych miast, miasteczek, miejscowości). A język duński, którego się uczę, z każdym dniem nauki jest coraz ciekawszy.
Tak… Nie mam dzisiaj humoru. Nie mam nastroju. Nie mam weny. A jeszcze wczoraj tak się cieszyłam, słuchając muzyki. Jeszcze wczoraj tak się cieszyłam, ucząc się duńskiego. Jeszcze wczoraj byłam taka szczęśliwa i cała w uśmiechach, słuchając tego:
😦
A dziś…? Muszę odtajać, dojść do siebie… Może poczytam tę z książek, która jest jedną z moich ulubionych.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.