Duńska kraina ciszy

Domyślam się, że wiele osób zadaje sobie pytanie, jak sobie radzę na wymianie zagranicznej w sytuacji, kiedy  głównym językiem, w którym się tu komunikuję – jest angielski, a ja od urodzenia cierpię na poważny problem ze słuchem. Ten post powstał po to, żeby rozwiać choć część wątpliwości, dręczących pytań…

Początki

Zasadniczo do prostych nie należą. Tak było i w moim przypadku – ani Duńczycy nie rozumieli mojego angielskiego, ani ja nie rozumiałam angielskiego Duńczyków. Każde wyjście do sklepu, choćby po najmniejszą pierdołę, urastało do rangi hardkoru, przy czym największy odlot miał miejsce przy kasach, kiedy padało standardowe pytanie przy płatności kartą, to znaczy: czy chcę potwierdzenie. Naprawdę strasznie ciężko mi było się dogadać i wprawdzie koniec końców jakoś się to udawało, niemniej jednak trochę czasu minęło, zanim porozumienie nastąpiło.

Przed pierwszymi zajęciami wysłałam do obydwu wykładowców e – maile z informacją o problemie, z którym się borykam. Wykazali się dużym zrozumieniem: pisali na tablicy, tłumaczyli mi na osobności, gdy czegoś nie rozumiałam. Łatwiejsze były dla mnie – mimo wszystko – zajęcia z neoliberalizmu, aczkolwiek sam temat jest trudniejszy niż historia Niemiec hitlerowskich. Wykładowca, który szkolił nas w myśli neoliberalnej, generalnie mówi wyraźniej (chodzi o sam sposób mówienia w tym momencie), wolniej. Bardzo ważny jest głos danego człowieka – myślę, że czasem nie rozumiałam wykładowcy od Niemiec nazistowskich właśnie z powodu barwy jego głosu. Dużo prościej było mi wymieniać z nim maile.

Prezentacje

Nie ominęło mnie przedstawianie prezentacji na forum grup obydwu konwersatoriów. Nie było zmiłuj – musiałam. Przy pierwszej prezentacji – totalnie zjadła mnie trema (miałam świadomość, że to moja pierwsza prezentacja przed ludźmi spośród których nikt nie mówi po polsku), przy drugiej z nich – było już troszeczkę lepiej. Jedyne, o co poprosiłam w obydwu przypadkach, to pominięcie dyskusji, tak więc nie zadawano mi pytań. Kiedy w Polsce w ramach lektoratu przedstawiałam prezentacje – też wcześniej zwracałam się z prośbą o niezadawanie mi pytań. Mam nadzieję, że kolejne moje prezentacje w języku angielskim będą lepsze, że ich przygotowanie będzie już dla mnie prostsze.

Duński

Lektorki zostały poinformowane, że mają w grupie taką jedną H., co to od czasu do czasu wymaga powtórzenia, wyjaśnienia et caetera. Czasem tłumaczą mi coś na osobności. Wiedzą, iż, niestety, muszę być zwalniana z wszelakich ćwiczeń związanych z rozumieniem ze słuchu (‚listening comprehension’). 

Nauka generalnie

Wymaga ode mnie jednak trzy razy więcej skupienia niż wymaga ode mnie w Polsce. Książki są anglojęzyczne, notatki również. Zanim to przeczytam, zrozumiem, ogarnę – mija znacznie więcej czasu niż mija w Pl. Pisanie egzaminów szło mi znacznie wolniej niż w Pl. Wychodzę jednak z założenia, że nauka w Kopenhadze, zdobyte doświadczenia – może w przyszłości zaowocują. Dlatego starałam się nie poddawać mimo wszystko. Bywają dni, kiedy jestem jak skowronek, bywają takie jak dziś, że jestem totalnie śnięta. 

Podsumowując: krok po kroczku …i do przodu.

 

20160609_181629