Przewodnik po chmurach

W chwili oddechu od pisania prac egzaminacyjnych (których już mam po kokardę, naprawdę!) postanowiłam zajrzeć na bloga, mając pełną wiedzę o tym, jak potężnie go zaniedbałam, jak również świadomość, że… no, niestety… sesja to sesja.

Trochę się zaniepokoiłam, czy ja na pewno tej sesji podołam. Teraz – po kilku miesiącach nauki – odnoszę wrażenie, że troszeczkę kopa mi dała ta moja ambicja. Na przedmioty zapisywałam się, będąc przekonaną, że ‚tak, tak, H., z pewnością dasz sobie radę, na sto procent po prostu’. Przedmioty były świetne, bardzo je lubiłam, wykładowcy też byli sympatyczni – o jednym z nich wspominałam w poście …życie jak słońce się złoci. Lecz nawet nie przypuszczałam, że one są aż tak pracochłonne. Wymagały bardzo dużego wkładu własnej pracy. Wiele z nich wyniosłam – i jestem wykładowcom za to wdzięczna! Ale teraz… chyba odzywa się we mnie zmęczenie. A jeszcze najlepiej uczy mi się w nocy, po prostu łatwiej jest mi się skupić (co było szczególnie ważne wtedy, gdy za oknem był upał), więc większość nocy mam po prostu pozarywaną – na szczęście również odespaną.

Powtarzam sobie uparcie, że… że będzie dobrze. I teraz wracam do pracy, do pisania. Ze słuchawkami na uszach – słucham jednocześnie recytacji mojego ulubionego wiersza, który taki sam tytuł jak niniejszy post. Wiersz jest autorstwa K. C. Buszmana:

,,Chciałem nauczyć Cię latać, 
byś sens odnalazła w tłumie.
Lecz Ty po wertepach świata
nawet stąpać nie umiesz.

Ale się nie martw, nie trzeba,
gdy smutek w sercu się lęgnie.
Jeszcze dosięgniesz Ty nieba
nim niebo Ciebie dosięgnie. 

Bo dam Ci przewodnik po chmurach,
ze wszystkich – dokładny najbardziej.
Jeśli kiedyś zapragniesz, to w chmurach
z pewnością mnie znajdziesz.

Dziś wracać na Ziemię mi nie każ,
choć Ziemia z błękitów mnie woła.
Bo tego nie zmienisz w człowieka,
kto raz się przemienił w anioła. 

Posłuchaj – dopóki żyjesz,
co wolność pod nosem mruczy, 
że czasem do lotu się wzbijesz
zanim się stąpać nauczysz…”