Tradycyjnie – na obiad potuptałam do stołówki akademickiej, bo tam, wiadomo, najtaniej, przecież studenci tacy biedni. A że w tej naszej stołówce jedzenie jest dobre – tym chętniej studenci tam chodzą. Więc poszłam dziś i ja (jak zresztą chodzę codziennie). Zadowolona, podeszłam do kasy, zapłaciłam, odeszłam i nagle usłyszałam za sobą wrzaski, a po chwili ktoś szarpnął mnie za rękę. Za mną stała jakaś dziewczyna, tłumacząc mi, że zostawiłam… swoją kartę kredytową w czytniku. No, fakt, zapomniałam. Pół stołówki miało ubaw.
Cóż… mój nieogar, bywa, niestety, przyczyną kłopotów / przypałów / Bóg wie, czego jeszcze. Tak, jak niedawno – po wyjściu ze sklepu na zimne powietrze, wyszperałam w torbie moje ulubione rękawiczki z misiem pandą, które dostałam od mojej Przyjaciółki. I jakoś tak mało przytomnie je wyciągałam z tej nieszczęsnej torby, że – ku mojemu zdziwieniu – wylądowały one w torbie kobiety idącej przede mną. Mina tej pani – kiedy tłumaczyłam jej, że w torbie ma moje rękawiczki – bezcenna.
Jezu, kiedy ja nareszcie stanę się bardziej ogarnięta…? 😦
Ps. Pozdrawiam znad książek.