Rok

‘Można odejść na zawsze,

by stale być blisko.’

Joasiu, to już rok. A ja nadal nie potrafię uwierzyć. Często o Tobie myślę. Wspominam nasze rozmowy. Wiem, że cieszyłaś się moimi sukcesami. Gratulowałaś mi udziału w konferencjach naukowych. Byłabyś dumna z mojego wyjazdu na stypendium. Pokazywałaś mi, jak cieszyć się życiem – starałaś się nie tracić pogody ducha nawet w najgorszych tego życia momentach. Bardzo mi Ciebie brakuje.

Pół roku temu, Joasiu, napisałam takie wspomnienie….

 

1974 – 2015

 

‚,,Bo dam Ci przewodnik po chmurach,
ze wszystkich dokładny najbardziej.
Jeśli kiedyś zapragniesz, to w chmurach
z pewnością mnie znajdziesz.

Dziś wracać na Ziemię mi nie każ,
choć Ziemia z błękitów mnie woła.
Bo tego nie zmienisz w człowieka,
kto raz się przemienił w anioła…”

/K. C. Buszman/

Kiedy dotarła do mnie wiadomość o odejściu Joanny, pogrążyłam się w zadumie. Podziwiałam ją jako człowieka – jako kobietę mającą własne zdanie i argumenty na tego zdania obronę. Jako kobietę – przede wszystkim pełną ciepła, życzliwości i wielkiej tolerancji. Jako osobę, o której wiedziałam, że zawsze mogę się przed Nią otworzyć.

Była bezpośrednia, traktowała mnie troszeczkę jak swojego kumpla. Młodszego, dużo młodszego, ale kumpla. Wychodziłyśmy z mieszkania na taras. Joanna paliła papierosa, a ja jej się zwierzałam.To mogło trwać nawet kilka ładnych godzin. Lubiłam słuchać Jej wspomnień. Tych z okresu nauki w liceum (często przywoływała historię o tym, jak będąc w drugiej klasie wyleciała z hukiem z lekcji łaciny, ponieważ bardziej niż łacina zajmowała ją gra w szachy pod ławką), ale nie tylko tych. Z zawodu była prokuratorem. Dystans, z jakim podchodziła do swojej pracy – był naprawdę godny podziwu. Opowieści o swoim zawodzie miała w zanadrzu po prostu multum. Snuła te opowieści z takimi szczegółami, że aż boję się je upubliczniać.

Była bardzo życzliwa innym ludziom. Widząc, że może komuś pomóc – po prostu pomagała. Kochała zwierzęta, była ukochaną panią dla pięknej dobermanki.

Gdy nowotwór zajmował kolejne organy, nie traciła optymizmu, była taka dzielna i taka silna. Zniosła osiem różnych cykli chemioterapii.  Kiedy ostatni raz rozmawiałam z Nią przez telefon, miała ten swój pogodny głos, który przygasł, gdy mówiła:

– Wiesz… czuję się… tak sobie. Ja już nawet zęby myję na raty, bo nie jestem w stanie ustać przy umywalce.

Zawsze będę pamiętać Twój szeroki uśmiech, Joasiu. Motto tego krótkiego wspomnienia pochodzi z jednego z moich ulubionych wierszy. Wierzę, Joasiu, w to, że jeszcze kiedyś się spotkamy. W dalekich, wysokich, białych chmurach.’

Reminiscencje

Niedawno odwiedziłam miejsce, w którym dokonywano wszczepu obydwu moich implantów. Chodziło o to, że musiałam doprowadzić mój zepsuty aparat do stanu jakiejkolwiek używalności – zainteresowanych szczegółami odsyłam do posta o krótkim, acz jakże wymownym tytule Aparat. Przy tej okazji – powróciły wspomnienia. A tak się składa, że w najbliższych dniach będę obchodzić szóstą rocznicę wszczepienia prawego implantu, dokładnie za miesiąc – jedenastą zaś lewego.

W pewnym momencie stało się dla nas – tak dla moich rodziców, jak i dla mnie – jasne, że w klasycznych aparatach słuchowych długo nie pociągnę. Praktycznie już nic nie słyszałam, coraz gorzej mówiłam. Rodzice zaczęli szukać wyjścia z tej sytuacji i kiedy pojawiła się możliwość wszczepienia implantu ślimakowego – skonsultowali ją ze mną. Szczerze powiedziawszy – traktowałam to na zasadzie ,może będzie ten implant, a może go nie będzie’, toteż ostateczna decyzja o zakwalifikowaniu do wszczepu była dla mnie zaskoczeniem. Pierwsza operacja w moim życiu – bardzo ją przeżywałam.  Do dziś pamiętam uczucie paraliżującego strachu, kiedy wprowadzano mnie na salę operacyjną. Do dziś również nie cierpię zapachu mięty – kiedy mnie usypiano, unosił się właśnie ten zapach.

Na prawym uchu aparat słuchowy (niezawodny Widex; konkretny model to Widex Senso Vita) pozostał, ale miał on w zasadzie charakter atrapy, bo praktycznie nic mi nie dawał. W 2010 roku doszliśmy z rodzicami do wniosku, że należałoby się zastanowić nad drugim implantem, zwłaszcza, że zbliżała się moja matura, myślałam o studiach itepe, itede. Tym sposobem w lipcu 2010 stałam się osobą bilateralną – czyli obustronnie zaimplantowaną.

Kiedy mnie ktoś pyta, czy warto jest mieć dwa implanty – odpowiadam: oczywiście! Słyszenie stereofoniczne, a co za tym idzie – lepsze rozumienie, łatwiejsza komunikacja generalnie. Mnie w tym momencie – prawdę mówiąc – najbardziej kręci nauka języków obcych. Skoro choć odrobinę lepiej słyszę i odrobinę lepiej mówię – czemu nie można skorzystać? Tak więc – uczę się. Angielskiego. Duńskiego. I lubię to! (Tu facebookowa łapka w górę:)

lajk

 

,,Pójdźcie w jasności jasność”. Piosenki ostatnich dziesięciu lat PRL – u

 

Lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku niewątpliwie obfitowały w wydarzenia historyczne. W roku 1980 podpisano Porozumienia Sierpniowe. W grudniu 1981 wybuchł stan wojenny. Na demokratyczne wybory przyszło Polakom czekać kolejne osiem lat – do czerwca ’89. Autorzy tekstów piosenek  czerpali z tych wydarzeń – jak również z realiów życia w PRL – u – garściami.

 

,,Kolęda Nocka”. Album, który został wydany w roku 1981. Powstał rok wcześniej – po sierpniowych wydarzeniach na Wybrzeżu. Właściwie ,,Kolęda Nocka” była musicalem, śpiewogrą – z librettem Ernesta Brylla i muzyką Wojciecha Trzcińskiego. Prym wiodły w nim dwa silne głosy. Głosy Teresy Haremzy i Krystyny Prońko. Siłę obydwu tych głosów widać w wykonanym wspólnie przez obydwie piosenkarki ,,Psalmie o gwieździe”, ze słowami:

Wszyscy, coście dziś biedni,

co jecie chleb powszedni,

pójdźcie za naszą Gwiazdą,

pójdźcie w jasności jasność.

 

Ci, co gorzko płaczecie,

ci, co drogi nie wiecie,

pójdźcie za naszą Gwiazdą,

pójdźcie w jasności jasność.

 

Ci, co jesteście sami

od bólu obłąkani,

pójdźcie za naszą Gwiazdą,

pójdźcie w jasności jasność.

 

I wy, co bez uśmiechu,

i wy z brudu i grzechu,

pójdźcie za naszą Gwiazdą,

pójdźcie w jasności jasność.

 

I maleńcy, nieważni

i żyjący w bojaźni,

pójdźcie za naszą Gwiazdą,

pójdźcie w jasności jasność.

 

I wy życiem zmęczeni,

otępieni cierpieniem,

pójdźcie za naszą Gwiazdą,

pójdźcie w jasności jasność.

 

Niech to światło ogromne

stanie się naszym domem,

niech w promieniach tej Gwiazdy

ręce ogrzeje każdy.

 

Niech odezwie wolnością,

od jasności – jasnością,

pójdźcie za naszą Gwiazdą,

pójdźcie w jasności jasność.

Jeszcze większy rozgłos ,,Kolęda – Nocka” zyskała za sprawą piosenki ,,Psalm stojących w kolejce”. Tym razem było to solowe wykonanie Krystyny Prońko.

Za czym kolejka ta stoi?

Po szarość,

po szarość,

po szarość.

Na co w kolejce tej czekasz?

Na starość,

na starość,

na starość.

Co kupisz, gdy dojdziesz?

Zmęczenie,

zmęczenie,

zmęczenie.

Co przyniesiesz do domu?

Kamienne zwątpienie.

Bądź jak kamień, stój, wytrzymaj,

kiedyś te kamienie drgną

i polecą jak lawina

przez noc,

przez noc,

przez noc.

,,Kolędę – Nockę” wystawiał między innymi warszawski Teatr Wielki. Obejrzało ją blisko pięćdziesiąt tysięcy osób – przedstawień było około stu. Wydano również płytę z piosenkami z tego oratorium. Po wybuchu stanu wojennego, władze zdjęły spektakl z afisza, a płytę wycofały ze sklepów.

Kilka dni po 13 grudnia Magdalena Czapińska szła przez Żoliborz. Dookoła czołgi, tereny Akademii Wychowania Fizycznego zajęte przez stacjonujące wojsko. Obok niej przeszło kilku żołnierzy. Nagle  ze sklepu z zabawkami wybiegł kilkuletni chłopiec i wymierzył w żołnierzy swój plastikowy karabin. Lufy prawdziwych karabinów błyskawicznie zostały skierowane w jego stronę. Widok ten wstrząsnął Magdaleną Czapińską. I –  pod wpływem opisywanych wydarzeń – przelała swoje uczucia na papier, tworząc tym samym tekst jednej z najpiękniejszych piosenek lat 80.:

Ty, Panie, tyle czasu masz,

mieszkanie w chmurach i błękicie.

A ja na głowie mnóstwo spraw

i na to wszystko jedno życie.

 

A skoro wszystko lepiej wiesz

i patrzysz na nas z lotu ptaka,

to powiedz mi, czemu tak jest,

że czasem tylko siąść i płakać?

 

Ja się nie skarżę na swój los,

potulna jestem jak baranek.

I tylko mam nadzieję, że…

że chyba wiesz, co robisz, Panie.

 

Ile mam grzechów, kto to wie?

A do liczenia nie mam głowy.

Wszystkie darujesz mi i tak –

nie jesteś przecież drobiazgowy.

 

Dlaczego mnie do raju bram

prowadzisz drogą taką krętą

i czemu wciąż doświadczasz tak

jak gdybyś chciał uczynić świętą?

 

Nie chcę się skarżyć na swój los,

nie proszę więcej niż dać możesz.

I ciągle mam nadzieję, że…

że chyba wiesz, co robisz, Boże.

 

To życie minie jak zły sen,

jak tragifarsa, komediodramat.

A gdy się zbudzę, westchnę: ,,Cóż…

to wszystko było chyba… zamiast”.

 

Lecz póki co w zamęcie trwam,

liczę na palcach lata szare

i tylko czasem przemknie myśl –

przecież nie jestem tu za karę.

 

Dziś czuję się jak mrówka, gdy

czyjś but tratuje jej mrowisko.

Czemu mi dałeś wiarę w cud

a potem odebrałeś wszystko?

 

Ja się nie skarżę na swój los,

choć wiem, co będzie jutro rano.

Tyle powiedzieć chciałam Ci

zamiast pacierza na dobranoc.

Muzykę do tekstu Czapińskiej (który to tekst pierwotnie – w zamyśle autorki – miała wykonywać Maryla Rodowicz) skomponował Włodzimierz Korcz. Pięknie wykonała ją Edyta Geppert i wystąpiła z nią na festiwalu w Opolu w 1985 roku, wcześniej zaś – w lutym 1985 – piosenka uplasowała się na czwartym miejscu na liście przebojów. Niestety, cenzura skutecznie blokowała jej wykonania. Najsłynniejszy miejscem, gdzie Geppert śpiewała ,,Zamiast” był kabaret Jana Pietrzaka ,,Pod Egidą”. Śpiewana do dziś, wzrusza i wprawia w głęboką zadumę.

Zespół ,,Lombard” rodem z Poznania, powstały w 1981 roku. W latach osiemdziesiątych znajdował się w czołówce zespołów rockowych. Przez dziesięć lat – do roku 1991 jego wokalistką była Małgorzata Ostrowska. Jedną ze swoich najbardziej znanych piosenek, ,,Lombard” wydał w 1983 roku na płycie ,,Śmierć dyskotece!”. Utwór ,,Przeżyj to sam” napisał Andrzej Sobczak.

Na życie patrzysz bez emocji,

na przekór czasom

 i ludziom wbrew.

Gdziekolwiek jesteś,

w dzień czy w nocy –

oczyma widza oglądasz grę.

 

Ktoś inny zmienia świat

za Ciebie,

nadstawia głowę,

podnosi krzyk.

A Ty z daleka, bo tak lepiej

i w razie czego

nie tracisz nic.

 

Przeżyj to sam,

przeżyj to sam,

nie zamieniaj serca w twardy głaz,

póki jeszcze serce masz.

 

Widziałeś wczoraj znów w dzienniku

zmęczonych ludzi,

wzburzony tłum.

I jeden szczegół wzrok Twój przykuł –

ogromne morze

ludzkich głów.

 

A spiker cedził ostre słowa

od których nagła

wzbierała złość.

I począł w Tobie gniew kiełkować

aż pomyślałeś: ,,Milczenia dość”.

Ponoć piosenka ,,Przeżyj to sam” powstała w miejsce piosenki skierowanej do Albina Siwaka, członka Biura Politycznego KC PZPR, której – jak nietrudno się domyślić – nie przepuściła cenzura. Do słów ułożonych przez Andrzeja Sobczaka, muzykę skomponował Grzegorz Stróżniak – lider ,,Lombardu”. Piosenka szybko stała się bardzo popularna. Oprócz ,,Przeżyj to sam”, Andrzej Sobczak napisał również tekst ,,Dorosłe dzieci” dla zespołu ,,Turbo” i ta piosenka również po dziś dzień jest znana. Był poza tym autorem hymnu Lecha Poznań. Zmarł w 2011 roku w rodzinnym Poznaniu.

,,Proszę państwa, 4 czerwca 1989 skończył się w Polsce komunizm” – poinformowała Polaków aktorka Joanna Szczepkowska. Nieco później, bo 17 czerwca na listach przebojów znalazła się piosenka ,,Jeszcze będzie przepięknie” zespołu Tilt, którego liderem był Tomasz Lipiński. Inspiracją dla napisania tego tekstu stał się dla Lipińskiego pobyt w Moskwie, konkretnie – w moskiewskim domu towarowym, gdzie widział kobiety, które – chcąc zdobyć upragnione produkty – wręcz kładły się na ladzie.

Widziałem domy o milionach okien,

a w każdym oknie czaił się ból.

Widziałem twarze, miliony twarzy,

miliony masek do milionów ról.

Ciemny tłum kłębił się i wyciągał ręce
Wciąż było mało i ciągle chciał więcej
I wciąż nie starczało i wciąż było brak
Ciągle bolało, że ciągle jest tak

Strach nie pozwalał głośno o tym mówić
Strach nie pozwalał kochać się i śmiać
Strach nakazywał opuścić w dół oczy
Strach nakazywał cały czas się bać

 

Mieszkańcy miasta i przyjeżdżający,

tacy zmęczeni i tacy cierpiący.

Przeklinający swój codzienny los,

słyszałem ciągle taki głos.

 

Jeszcze będzie przepięknie,

jeszcze będzie normalnie,

jeszcze będzie przepięknie,

jeszcze będzie normalnie.

            Pamiętajmy, że przedstawione wyżej przykłady – to kilka z wielu. Zostały wybrane, ponieważ wiążą się z Polską lat osiemdziesiątych. Polską końca komunizmu; odzwierciedlają uczucia związane z wydarzeniami, jakie wówczas miały miejsce; uczucia związane z ogólną sytuacją w kraju: gospodarczą, ekonomiczną, polityczną. Ja sama – przyznaję – jestem pokoleniem lat dziewięćdziesiątych. Studiuję historię i niniejszy artykuł traktuję jako bardzo nieśmiałą próbę zagłębienia się w tematykę okresu PRL – u, a przynajmniej w tematykę kultury tego okresu (na co dzień specjalizuję się w historii Powstania Warszawskiego). Żyjąc jednak tu i teraz – w 2015 roku, w podwarszawskiej Podkowie Leśnej – myślę, że miał rację Lipiński. Teraz jest – może jeśli niezupełnie przepięknie i idealnie – to z pewnością normalnie. A przynajmniej normalniej niż w okresie PRL – u, w którym przecież przyszło żyć moim dziadkom, rodzicom i starszemu bratu.

 

 

Fragment artykułu z listopada 2015

Anglojęzyczny artykuł o dwóch rzeziach Woli napisałam w listopadzie 2015 roku. Poniżej – wklejam jego fragment, dotyczący – przede wszystkim – wydarzeń z roku 1944. Celowo opuściłam szczegółowe opisy tego, co wydarzyło się w 1939: fragment ten zawiera bowiem dane osobowe, których nie chcę upubliczniać. Wklejone poniżej fragmenty traktuję jako próbkę swoich możliwości dziennikarskich. 

Wola. This north – western part of the capital of Poland had been one of those places, which are symbols of horribly extermination of innocent people now. ,,The Wola massacre” from August 1944 is better known than earlier massacre from 1939. The tragic symbol of Wola’s massacres is the monument ,,Polegli – Niepokonani” and also The Cementery of Warsaw Rebels (pol. Cmentarz Powstańców Warszawy). Yesterday was All Saints Day, so I thought, that it can be a good moment to write an article, which will recall this horrible part of history of Warsaw. Especially, that – as I had written earlier – the massacre from 1939 is practically unknown now. 

Pinkus Jankiel Zylberryng was born in 1919. He was a Jew. The police had known him as a thief – he was a specialist of petty crimes. Zylberryng had been arrested before the war and was in the jail, but not a long time. After leaving the jail, the 13th of November 1939 he shot the ,,navy – blue policeman” (pol. granatowy policjant, this was a Polish policeman, who worked for Germans). The place of this murder was Nalewki Street (the house No. 9). Germans decided to arrest all of men, which had been lived in the house No. 9 on Nalewki Street – it was a punishment after Zylberryng’s action.
 

            ,,It was the first mass retaliatory execution in occupied Warsaw” – these words professor Władysław Bartoszewski, famous Polish historian, had written in his book ,,Warszawski pierścień śmierci” (,,The ring of death of Warsaw”), which is treating about mass executions in Warsaw between 1939 and 1944. Germans has never published the surnames of this execution victims. All of arrested men had been murdered by Germans. After shooting, German soldiers threw all corpses into earlier prepared hole. Later this hole – as a sign of the place of massacre – had been paved.

Five years later – in 1944 – the soldiers of SS – Oberführer Oskar Dirlewanger’s squads had prepared the second massacre of Wola. Nobody knows, how many people lost their lives between 5th and 11th of August. The main ,,organizers” of them were – besides Dirlewanger – Gruppenführer Heinz Reinefarth and SS – Obergruppenführer Erich von dem Bach – Zelewski.
The mute witness of tragedy of Wola was – and also is nowadays – the Saint John’s Orthodox Church on Wolska Street. One of people, who survived the massacre, was Wiesław Kępiński – he lost whole his family: his parents and siblings had been murdered nearby Orthodox Church. After the Second World War – he lived in a house called ,,Stawisko” in Podkowa Leśna and became a foster child of famous writer Jarosław Iwaszkiewicz. Kępiński described this tragedy in his book called ,,Sześćdziesiąty pierwszy” (,,The sixty – first”).
About two o’clock p. m. on Saturday 5th of August SS – men started to kill staff and patients of Wolski Hospital on Płocka Street. At the first they killed the hospital chairmen – doctor Marian Piasecki and professor Janusz Zeyland – and also the hospital chaplain, Kazimierz Ciecierski. It was the start of extermination of totally helpless people in hospitals in Wola. About four hundred people had been killed in Wolski Hospital. More people – circa one thousand – had been killed in Saint Lazarus Hospital on Leszno Street. One hundred people had been killed in Karol and Maria Hospital – also on Leszno Street…
I will repeat: nobody knows, how many people lost their lives between 5th and 11th of August 1944 in Wola. You can find various numbers of them. Most often there are numbers between forty and fifty thousands of the people.

Nowadays – all of you can see the places, which are commemorating both of massacres. When you visit Wolski Cemetery in All Saints Day, you can see millions of candles before ,,Polegli – Niepokonani” monument. This monument is at bottom sepulchral monument – it covers ashes of whom, who had been killed in Wola massacre. You can see lights of new plaques with written names, surnames and – sometimes – places of residence of victims.

  You are living in independent and modern Poland. You are thinking about the victims of Nazis cruelty. And – you are thinking about Zofia Nałkowska’s words from her absolutely shocking book ,,Medaliony” (,,The Medallions”):

,,It is the fate prepared for people by the people…”
 
Bibliography:
Bartoszewski W., Warszawski pierścień śmierci, Warsaw 1967.
Bartoszewski W., 1859 dni Warszawy, Warsaw 1984.
Kępiński W., Sześćdziesiąty pierwszy, Warsaw 2006.
Nałkowska Z., Medaliony, Wrocław 2003.
Woźniewski Z., Książka raportów lekarza dyżurnego. Szpital Wolski w okresie Powstania Warszawskiego, Warsaw 1974.



Wspomnienie…

Mija pół roku odkąd pożegnałam bliską mi osobę. Nie była ona członkiem mojej rodziny, ale kimś, z kim byłam bardzo zaprzyjaźniona. Podziwiałam tę kobietę, jej wolę życia i to, jak walczyła do końca.

,,Bo dam Ci przewodnik po chmurach,
ze wszystkich dokładny najbardziej.
Jeśli kiedyś zapragniesz, to w chmurach
z pewnością mnie znajdziesz.

Dziś wracać na Ziemię mi nie każ,
choć Ziemia z błękitów mnie woła.
Bo tego nie zmienisz w człowieka,
kto raz się przemienił w anioła…”

/K. C. Buszman/

Kiedy dotarła do mnie wiadomość o odejściu Joanny, pogrążyłam się w zadumie. Podziwiałam ją jako człowieka – jako kobietę mającą własne zdanie i argumenty na tego zdania obronę. Jako kobietę – przede wszystkim pełną ciepła, życzliwości i wielkiej tolerancji. Jako osobę, o której wiedziałam, że zawsze mogę się przed Nią otworzyć.

Była bezpośrednia, traktowała mnie troszeczkę jak swojego kumpla. Młodszego, dużo młodszego, ale kumpla. Wychodziłyśmy z mieszkania na taras. Joanna paliła papierosa, a ja jej się zwierzałam.To mogło trwać nawet kilka ładnych godzin. Lubiłam słuchać Jej wspomnień. Tych z okresu nauki w liceum (często przywoływała historię o tym, jak będąc w drugiej klasie wyleciała z hukiem z lekcji łaciny, ponieważ bardziej niż łacina zajmowała ją gra w szachy pod ławką), ale nie tylko tych. Z zawodu była prokuratorem. Dystans, z jakim podchodziła do swojej pracy – był naprawdę godny podziwu. Opowieści o swoim zawodzie miała w zanadrzu po prostu multum. Snuła te opowieści z takimi szczegółami, że aż boję się je upubliczniać.

Była bardzo życzliwa innym ludziom. Widząc, że może komuś pomóc – po prostu pomagała. Kochała zwierzęta, była ukochaną panią dla pięknej dobermanki.

Gdy nowotwór zajmował kolejne organy, nie traciła optymizmu, była taka dzielna i taka silna. Zniosła osiem różnych cykli chemioterapii.  Kiedy ostatni raz rozmawiałam z Nią przez telefon, miała ten swój pogodny głos, który przygasł, gdy mówiła:

– Wiesz… czuję się… tak sobie. Ja już nawet zęby myję na raty, bo nie jestem w stanie ustać przy umywalce.

Zawsze będę pamiętać Twój szeroki uśmiech, Joasiu. Motto tego krótkiego wspomnienia pochodzi z jednego z moich ulubionych wierszy. Wierzę, Joasiu, w to, że jeszcze kiedyś się spotkamy. W dalekich, wysokich, białych chmurach.

 

Artykuł z 16.01.16.

Children among the victims of death camps
The Children cried: ,,Mummy!
But I have been good!
It’s dark here! It’s dark!”
Probably the best known child, who had been the victim of the death camp, is Anne Frank. She was born in 1929 in Frankfurt am Main in Germany as a daughter of Otto and Edith Franks[1]. When she was four – year – old girl, her whole family moved to Amsterdam, the Netherlands. It was after taking the German’s Chancellor office by Adolf Hitler. The Franks were Jews, so Otto Frank decided to change place of residence from Germany to Holland. The Frank family moved to Amsterdam in 1933 (from Aachen, where they had lived earlier) and their house had been placed in Merwedeplein (this is the area in south Amsterdam), where Anne was a pupil of Montessori School.
When the Second World War had been started, Anne was ten years old. But she felt a growing danger in 1938, when her mother’s brother – Walter Holländer – had been arrested after the ,,November pogrom’’, which had been called by historians as ,,Night of the Crystals’’[2]. After his arrest Walter Holländer became a prisoner of Sachsenchausen – one of the first concentrations camps[3]. After the ,,Night of the Crystals’’ many Jews from Germany moved to  Amsterdam. Otto Frank, his wife and their two daughters – Anne and her older sister Margot – started to feel growing intolerance as Germans (as Jews they didn’t feel this intolerance). Edith and Otto Franks thought about possibility of an emigration to United States, but they decided to stay in Holland. The German occupation of Holland began in 1940. On July 16 1940 the German government of Holland decided, that everyone of Jews, who had lived there from 1933 – had to register himself in the Office for Resident Foreigners. Otto Frank registered his whole family as ,,German Jews’’.
,,The Secret Annex’’ – as Anne had written about their hiding place. It was a part of a house located on a canal called Prinsengracht in Amsterdam. The Franks moved there on December 1 1940. The whole area of this Annex was 46 m². During her hiding, Anne had written a diary – it was between 1942 and 1944. If you read this diary, you see a great horror of whom, who have to hide themselves. They are trying to live normal, but it is very hard, of course, and also – sometimes – impossible. The whole diary has an epistolary form, because Anne writes her all letters to her imaginary friend named Kitty. Nobody knows, who was this Kitty in a realty. It is possible, it was Hanneli Goslar, Anne’s best friend. The last note in Anne’s diary is from August 1 1944. Three days later she and her whole family had been arrested by Grüne Polizei and moved to Westerbork transit camp. The next camp, which the Franks were jailed, was Auschwitz – Birkenau and Anne’s mother died there. Anne and Margot Frank died in Bergen – Belsen concentration camp in 1945. One of Franks family, who survived the Second World War, was Anne’s father, Otto Frank. He published her diary in 1947, he created her museum in Amsterdam and also her foundation in Basel, Switzerland. Otto Frank died in 1980 in Switzerland at age 91.
Many, many children had been murdered in Auschwitz – Birkenau. And, if they hadn’t been murdered – they had passed away of starvation, they had died from typhus and many other illnesses. Sometimes they had been victims of dr. Josef Mengele pseudo – medical experiences. Josef Mengele (1912 – 1979) was a pre – war doctor, an alumnus of medical studies at Munich University (with a PhD degree). He had been called the ,,Angel of Death’’, who made his horrific experiences in Auschwitz concentration camp. Generally, Mengele had his three favorites areas of researches: similarities between twins, a cheek gangrene (Noma Faciei in Latin language) and a dwarfism. His assistant had memorized in his book ,,I was an assistant of dr. Mengele’’, that Mengele was really happy, when he found among prisoners the twins – two small boys, where one of whom was hump – backed. Mengele decided to sew these twins together by their backs. He was also really interested in eye – color – similarities between twins. He collected the corpses of dead people, who were twins, and changed eyeballs  between them. A dwarfism – his next interest. Mengele had made his experiences also on whole family of Czechoslovakian dwarfs, whom moved to Auschwitz in one of transports. Those of the people, who had survived Auschwitz camp, had written in their memories, that Mengele offered sweets for crying children from new transports. Nobody knows, how many children had been murdered in Auschwitz gas chambers. The whole amount of victims of all concentration camps is practically impossible for counting.
“The Children cried: Mummy! / But I have been good, / it’s dark here! It’s dark!” – this is the part of Tadeusz Różewicz’s poem, which title is ,,Massacre of the Boys’’[4]. Whole this poem is absolutely shocking view of children, who knows, that all of them will be killed in a few minutes. Quoted part of Różewicz’s poem had been used in the Museum of Concentration Camp in Bełżec. It shows the tragedy of innocent children, bestially murdered by Nazis in death camps.
Bibliography:
Frank A., The Diary of a young Girl, London 1997.
Müller M., Anne Frank. The Biography, London 2013.
Nyiszli M., Byłem asystentem doktora Mengele, Oświęcim 2000.
Pressler M., Treasures from the Attic, London 2012.


[1] The family name of Edith Frank was Holländer.
[2]Ger. ,,Kristallnacht’’, Pol. ,,Noc kryształowa’’.
[3]He survived the camp.
[4]Pol. ,,Rzeź chłopców’’. ,,Dzieci wołały: Mamusiu! / Ja przecież byłem grzeczny! / Ciemno! Ciemno!”.