Agata – autorka bloga „Pani Miniaturowa” – zamieściła swego czasu wpis o niewidocznej niepełnosprawności. I trafiła w samo sedno, po prostu.
Ja żałuję, że wybierając się na komisję do spraw orzekania o niepełnosprawności (dobre paręnaście lat wstecz) nie wcisnęłam się w gorset ortopedyczny, nie złapałam dwóch „szwedek” i nie dałam na temblak którejś z łap. Miałam przy sobie dokumentację medyczną.
Stanęłam przed komisją. No i opowiedziałam o sobie, swoich zainteresowaniach, swoich planach. O historii, którą tak kocham.
Przedstawiłam tę dokumentację – wszystko, co miałam.
A teraz mam za swoje.
Mając ubytek słuchu niemal stuprocentowy – mam jednocześnie orzeczony lekki stopień niepełnosprawności.
Bo tej niepełnosprawności aż tak nie widać. Choć aparaty mogłyby być mniejsze.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.