Śniadanie pod czujnym okiem Dona Corleone – tego mi było trzeba! Przyznaję się bez bicia: mam dziś jakiś przedświąteczny kryzys i nic mi się nie chce. No, ale – życie życiem jest i do miasta wyjść muszę. Ogarnąć banki, dworce PKP (tak, tak, bilety na wyjazd!), a na 18 zdążyć na Wigilię do moich Wiewiór, do miejsca, które po dziś dzień jest moim drugim domem; do miejsca, w którym poznałam Ziembusię (i znów się rozklejam, kiedy o Niej myślę…).
Na spacer wyjdę z psem… Na spacer wyjdę z Moją B.
A Don Corleone poczeka na nas w Dziurawym Bucie.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.