Szukaj (a znajdziesz)

Był czas, że bardzo lubiłam gadać. Zagadywałam ludzi, powiedzmy sobie szczerze. To się zmieniło. Z wiekiem? Nie wiem, może i tak. Ale również…

Szukałam akceptacji. Rozpaczliwie szukałam akceptacji. Zrozumienia. Siebie w szaleństwie tego świata (chociaż tego szukam wciąż). Oglądając siebie w lustrze widziałam tylko to, co mi się w sobie nie podobało.

Zanim w końcu polubiłam siebie taką jaką jestem (a jestem, jak niektórym wiadomo, Mrówką, Myszą z Dziurawego Buta, słowem: oryginałem), minęło bardzo wiele czasu. Już sam mój wygląd przez niektórych może być uznany oryginalny: raczej nikczemnej postury istotka, o krótkich rudych włosach, fanka tatuaży (póki co – sztuk trzy) i kolczyków (na dzień dzisiejszy – sztuk sześć), nosząca się generalnie na luzie (im luźniejsze ciuchy, tym lepiej). A był czas, nie ukrywam, że podążałam za wzorcem dyktowanym zewsząd przez kulturę tak zwaną popularną.

Bycie szczupłą – to sobie postawiłam za punkt honoru w wieku piętnastu lat. I popadłam w szał odchudzania. Zgubiłam dziesięć kilo i uważałam, że jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Uparłam się, że zapuszczę włosy. Look określany jako pielgrzymkowy (określany przez Mecenasa S.) ćwiczyłam z zapałem.

Trochę przeszłam, zanim udało mi się skompletować swój styl. Jestem sobą. Dobrze się czuję. Jest okej. Nawet jak mam te dwa kilogramy więcej i unikam sztucznych rzęs oraz botoksu. Co do gadania… ostatnio wolę słuchać.

A paniom podążającym za szczupłością, poprawiającym swoją urodę za pomocą ostrzykiwań twarzy i za pomocą skalpela (tak, wśród nich są i moje rówieśnice), polecam to, co sama właśnie czytam: