Dobry, ,,Zły” i brzydki

Tym razem wsiąkłam w ,,Złego” Tyrmanda, jak donosiłam wczoraj. Aż żal się odrywać… ale jednak życie to życie: trzeba iść do pracy, chodzić spać o przyzwoitej porze, pojawiać się na uczelni, jeść, pić et cætera. I tak oto mamy już przynajmniej kilka powodów dla których musimy odłożyć lekturę chociaż na chwilę. 

Przyznam, że jestem jak najbardziej pozytywnie zaskoczona, bo nawet nie przypuszczałam, iż pisarstwo Leopolda T. może mi tak przypaść do gustu. (W ogóle się cieszę, że wróciłam do czytania – przez pewien czas było z tym naprawdę słabo.) Miło jest poczytać o Warszawie drugiej połowy ubiegłego wieku – tej już powojennej, z początku lat pięćdziesiątych. O Warszawie, którą odbudowywano. O ludziach w tej Warszawie mieszkających. I jeszcze ten język, ach, ten język… żywy, iście ,,reporterski”? ,,Reportażowy”? Tak, doskonale zdaję sobie sprawę z faktu, że być może tworzę teraz neologizmy.

A tak przy okazji – wiele razy słyszałam, że język, którym się posługuję jest aż nadto literacki. Pełen ozdobników. Ja sobie dopiero niedawno, przyznaję, zaczęłam zdawać z tego sprawę. Niestety, jestem już tak przyzwyczajona do mojego kwiecistego sposobu wysławiania się, że bardzo trudno byłoby mi przejść jakąś radykalną przemianę.

Wspomniany wyżej pan L. T. wydał ,,Złego” w Roku Pańskim 1955. Jedenaście lat później Sergio Leone nakręcił ,,Dobrego, złego i brzydkiego”. W 2015 roku Łukasz Palkowski wyreżyserował serial ,,Belfer”, który ja osobiście bardzo polubiłam. Na YouTube pojawił się film, ukazujący – przy wykorzystaniu muzyki z filmu Leone – tego ,,złego” rodem z ,,Belfra”. Proszę Państwa, przed Państwem ten ,,zły”… przed Państwem – Grzegorz Molenda!