‚Ewo, szalej dalej’ to piosenka z filmu ‚Szaleństwa panny Ewy’, znowuż made by wspomniany już na tym blogu Wojciech Młynarski. A ja – skończywszy pisać kolejną pracę zaliczeniową przywiezioną z mojego pięknego Kraju Ojczystego – będąc pod wpływem pożegnanych wczoraj dwóch koleżanek – Heidi i Clare – które wróciły dziś do swojej Australii (studiują w Sydney; Clare jest rodowitą Nowozelandką) już wiem, że chcę – w niedalekiej przyszłości – pozwiedzać trochę świata. Póki co – ograniczę się do Europy (Sztokholm, ale wcześniej Londyn). Nie wykluczam jednak wypadów – że tak powiem – gdzieś dalej. (Helka! Szalej dalej! – powtarzam sobie.) Trochę zaszalałam, będąc tutaj… nie ukrywam. To szaleństwo, które cieszy mnie najbardziej, wspominałam w poście Małe, drobne szaleństwo ❤.
Co mi dał ten wyjazd? Czyli krok ku podsumowaniu, bo takie większe podsumowanie mam zamiar wysmażyć w przyszłym tygodniu – najprawdopodobniej już z PL:
- trochę większą pewność siebie, jednakowoż, aczkolwiek nie stałam się jakąś bardzo śmiałą osobą.
- mój angielski – nawet jeśli tylko odrobinę lepszy, to jednak lepszy – z tego względu, że cały czas tak naprawdę musiałam się dogadywać tutaj po angielsku, a nic tak nie poprawia zdolności posługiwania się danym językiem, jak praktyka.
- podstawy duńskiego – to mnie cieszy najbardziej.
- nowe znajomości – Dania, Austria, Włochy, Hongkong, Szwecja, Niemcy, Australia, Stany Zjednoczone, Kanada, Wielka Brytania.
Minusy:
- użeranie się z syfem zwanym górnolotnie ‚akademikiem’ (to jest wręcz temat na oddzielnego posta).
- drogo, drogo, bardzo drogo.
Resztę plusów i minusów opublikuję w przyszłotygodniowym podsumowaniu.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.