Erasmus w stolicy Danii – co warto wiedzieć?

Miałam napisać tego posta później, już na sam koniec wyjazdu, ale stwierdziłam, że zrobię to szybciej (czyli dziś). A więc – do dzieła! Parę uwag o życiu codziennym. W jednym z kolejnych postów napiszę o życiu uczelnianym.

1. Transport – najtańszym środkiem lokomocji jest rower, a wszelkie zasady poruszania się bicyklem po Kobehavn ❤ opisałam w poście ‚Bicykle w pięknej Kobenhavn’. Oczywiście, jeżeli jedziemy prosto z lotniska, to do centrum miasta najłatwiej jest dojechać metrem. Kopenhaskie metro podzielone jest na 4 strefy (zones), a lotnisko Kastrup znajduje się na samym końcu (4 strefa; Kastrup to już nie Kopenhaga, administracyjnie jest to sąsiednia gmina – Tarnby Kommune). Bilety tanie nie są (bilet jednorazowy normalny na 2 strefy to 24 DKK, czyli ~14 zł.). Metro posiada dwie nitki – patrz: obrazek niżej. Obecnie się rozbudowuje – między innymi dlatego miasto jest rozkopane.

metro-map2. Zakupy – w miarę tanie supermarkety to zasadniczo Lidl i Aldi. Ex aequo z nimi plasuje się Fakta. Droższe są SuperBrugsen, QFakta, Rema1000. Radzę pamiętać, żeby broń Boże nie nastawiać się na większe zakupy w piątek wieczorem i sobotę do południa – chyba, że bardzo chce się stać w gigantycznych kolejkach; kolejki w najbliższym mi Lidlu na Amager były tym większe, że w piątek były promocje. Centra handlowe są na ogół bardzo drogie, choć czasem warto do nich zajrzeć z tego powodu, że bywa, iż ceny w sklepach typu H&M są niekiedy niższe niż w Polsce. Ja osobiście polecam Amager Centret.

3. Legalizacja pobytu – istnieje coś takiego jak International HouseJeśli planujemy pobyt dłuższy niż trzy miesiące – musimy go zalegalizować. Otrzymujemy wówczas ‚yellow card’ (duński dowód osobisty) i numer CPR (coś a la polski PESEL). Byłam w o tyle dobrej sytuacji, że ogrom spraw za mnie już załatwiła uczelnia, więc wystawanie w kolejkach mnie ominęło – wszystko miałam z głowy w jeden wieczór. Drodzy Studenci, na Erasmusie koniecznie dowiedzcie się, czy Wasza uczelnia nie organizuje eventu w International House, podczas którego wszystko załatwiacie (i ‚yellow card’, i CPR) – być może unikniecie wielu problemów. BEZ CPR I ‚YELLOW CARD’ NIE ZAŁATWICIE WIELE (O ILE W OGÓLE COŚ ZAŁATWICIE), ŁĄCZNIE Z TYM, ŻE NIE SKORZYSTACIE Z PAŃSTWOWEJ OPIEKI ZDROWOTNEJ, A PRYWATNA SWOJE KOSZTUJE. Jeszcze jedno: jesteście przypisani do konkretnego lekarza pierwszego kontaktu, a jego dane znajdują się na ‚yellow card’.

4. Banki  i płatności kartą – uwaga: problemu z płatnościami kartą nie ma, ale… ale może się zdarzyć, że zagraniczną kartą płatniczą nie zapłacicie i będziecie musieli gnać do najbliższego bankomatu. Chyba, że posiadacie tutejszą kartę i wtedy no problem. Ja  posiadam konto w Danske Banku. Ma on tę zaletę nad Nordea Bankiem, że jego strona internetowa jest dwujęzyczna – oprócz duńskiego jest angielski (mniejsze ryzyko pomyłki przy przelewach et caetera). Warto mieć na uwadze, że banki zazwyczaj są nieczynne w weekendy, tak więc załatwianie czegokolwiek proponuję odfajkować w dzień powszedni.

5.  Do transportu wracając raz jeszcze – istnieje karta miejska Rejsekort i bilet miesięczny Stamkort. Jeżeli wiemy, że preferujemy komunikację miejską nad rower – może warto nad tym pomyśleć. Mając jednocześnie na uwadze, że większość rzeczy tutaj jest droższa niż w Polsce. Bilety wszelkiego rodzaju oczywiście się w to jak najbardziej wliczają.

6. Centrum miasta – niech nie dziwi duża ilość bezdomnych. Ja wiem, że to przeszkadza, zwłaszcza, że bywają tacy, co to są namolni wręcz (żeby daleko nie szukać – dzisiaj takiego jednego spławiałam). Zalegują w szczególności na Dworcu Głównym (Kobenhavns Hovedbanegaard) i na Stroget. Po pewnym czasie człowiek się przyzwyczaja, ale początki to hardkor.

7. Język – Duńczycy w większości są anglojęzyczni. Z językiem więc problemu być nie powinno. Uczę się duńskiego, ale w największej mierze wynika to z chęci poznania jeszcze jednego języka.