O tym, że zetknęłam się z poezją Marii Janiny Horodyskiej, zadecydował – jak to w moim życiu często bywa – przypadek. Wybrałam się kiedyś – w celach naukowych – do muzeum na Pawiaku, bo potrzebowałam zasięgnąć informacji do mojej pracy naukowej (dla tych, co nie wiedzą: jestem historykiem zawodowo zajmującym się historią II wojny światowej). Na ekspozycji znalazły się – nie wiem, czy jeszcze są (bo to było parę lat temu) – wiersze z tego okresu. Między innymi wiersz ,,Do Synka”.
,,Noc. W ciszę wpada dalekich lokomotyw świst,
księżyc coraz wyżej wspina się po niebie.
A ja myślami piszę mój codzienny list
i proszę snu, by zaraz zaniósł go do Ciebie.
Bo gdy o zwykłej porze każę Ci iść spać
i kładziesz główkę na swych małych łapkach,
przychodzę Ci na dobranoc pocałunek dać
i znów jesteśmy razem: Ty i Twoja matka.
Wiem, że nieraz w Twych oczach kręcą Ci się łzy,
że przyszła zima, że znów kwitną kwiaty
i że nikt nie umie wytłumaczyć Ci,
czemu tak długo nie ma Twojej Aty.
Jesteś mały, lecz musisz jednak silnym być,
uśmiechać się do świata jasno i radośnie,
a jak ciężko jest czasem, kiedy trzeba żyć,
zrozumiesz wtedy, gdy całkiem dorośniesz.
A dziś, mój Synku, nie myśl o mnie źle
i wierz mi, że naprawdę nie można inaczej.
Że jak zawsze, jak dawniej, mocno kocham Cię
i tylko żyję myślą, kiedy Cię zobaczę.”
Maria Janina Horodyska była z zawodu dziennikarką. W Związku Walki Zbrojnej – łączniczką. Na tak zwanej ,,Serbii” – czyli w żeńskiej części więzienia w obrębie ulic: Dzielnej i Pawiej w Warszawie – znalazła się w lutym 1941 roku, konkretnie: w tamtejszym szpitalu. Trafiła pod opiekę doktor Anny Czuperskiej – Śliwickiej, która – już po latach – wspominała na kartach swojej książki ,,Cztery lata ostrego dyżuru”, iż stwierdziła u Horodyskiej
,,(…) rozległe siniaki z obrzękami, szczególnie na grzbiecie, pośladkach i kończynach dolnych, z podejrzeniem o złamanie kości ogonowej, co później potwierdziło badanie chirurgiczne.” (Cyt. za: Czuperska – Śliwicka A., Cztery lata ostrego dyżuru, Warszawa 1968, s. 140)
Horodyska długo leżała w szpitalu. Jeden z wierszy poświęciła właśnie doktor Annie Czuperskiej. Nosi on tytuł ,,Podziękowanie”.
,,Czy wiesz, jaką moc dziwną mają Twoje dłonie,
w których się kryje wiedzy tajemnica,
że gdy je kładziesz na gorące skronie –
ginie lęk zaczajony obłędem w źrenicach?
Czy wiesz, że gdy maligny ogniem płonie głowa,
a serce się szamocze w rozpaczliwej walce –
wtedy ulgę przynoszą nie pociechy słowa,
lecz złożone na czole Twoje chłodne palce?
Jeśli nie wiesz, to musisz dzisiaj w to uwierzyć,
że w Twoich rękach leży wielki skarb zaklęty.
Dany po to, byś mogła między nami szerzyć
wiarę w siebie i w życia obowiązek święty?
Ja nigdy nie zapomnę tej koszmarnej nocy,
godziny jej w nieludzkim szły bólu i męce.
Schyliłaś się nade mną i pierwszej pomocy
udzieliły mi małe, dobre Twoje ręce.”
Poetka została zwolniona z Serbii w sierpniu 1941 roku. Jednak zanim to nastąpiło, napisała wstrząsający utwór ,,Czekanie”…
,,Wyrwano mnie z życia jak bezbarwny kwiat
i zniszczono mi całe młode szczęście moje.
Rzucono mnie w odrębny, taki inny świat,
gdzie się żyje udręką, bólem, niepokojem.
I choć powrotu droga jest bardzo daleka –
czekam…
W sercu umilkł radości bujny, mocny śpiew,
bije teraz powoli i dziwnie boleśnie.
I jędrnym rytmem zdrowia już nie tętni krew,
dawne życie powraca do mnie tylko we śnie.
I choć łez buntu nie ma na powiekach –
czekam…
W dzień nie myślę, nie czuję, lecz gdy przyjdzie noc
i jak w płaszcz miękki, spowija mnie w ciszę –
do głowy mi uderza różnych myśli moc,
jakieś głosy, wołania z tamtej strony słyszę.
I by mi przywrócono znów godność człowieka –
czekaniem przeogromnym
czekam…
czekam…
czekam…”
Kobietą, której zadedykowała ,,Czekanie” była Irena Jaworska (urodzona 22 września 1904 we Lwowie, zmarła w Ravensbrück 25 stycznia 1942). Absolwentka szkoły handlowej w Bielsku – Białej, była córką historyka miasta Lwowa i redaktora gazety ,,Kurier Lwowski” – Kazimierza Jaworskiego – i jego żony, Emilii de domo Peszkowskiej. Zanim znalazła się w Warszawie i podjęła pracę w Banku Spółek Zarobkowych, mieszkała i pracowała w Strzyżowie nad Wisłokiem (w inspektoracie szkolnym), a następnie w Krakowie. W 1940 roku aresztowano ją podczas kolportażu konspiracyjnej prasy. Ciężko chorowała – miała gruźlicę krtani i nowotwór. Udzielała się w pracach więziennej komórki konspiracyjnej, dopóki starczało jej sił. 22 września 1941 została wywieziona do obozu w Ravensbrück, gdzie zmarła. (Vide: Michalska H. (red.), Słownik uczestniczek walk o niepodległość Polski 1939 – 1945. Poległe i zmarłe w okresie okupacji niemieckiej, Warszawa 1988, s. 161)
Maria Horodyska została rozstrzelana 11 lutego 1943 w ruinach warszawskiego getta. Garstka jej wierszy zachowała się, ponieważ została szczęśliwie przesłana na wolność – za więzienne mury Pawiaka.
(Zdjęcie stąd)