Pan Mróz i cała reszta

Istnieje ktoś taki jak Dziadek Mróz, to wiem. Pana Remigiusza Mroza nie określę mianem – mimo zimowej pory – ,,dziadka”, bo  primo nie chciałabym, by obraził się śmiertelnie, secundo – gość jest ode mnie zdaje się jakieś pięć lat starszy, a ja do miana babci póki co nie pretenduję. W każdym bądź razie – szacun wielki dlań za sprawne pióro. Ale – dość już tych zachwytów. Przejdźmy do rzeczy. 

Przyznaję się bez bicia, iż jestem absolutną fanką będącej wytworem wyobraźni tegoż pana Mroza – senior associate Joanny  Chyłki.  Omawiana Joanna Ch. ze swoim językiem (niezbyt wyparzonym – ach, jakbym widziała i słyszała mój własny!) byłaby mną, gdyby…nie, oczywiście JA byłabym Joanną Ch.(yłką), gdybym – rzecz oczywista – poszła w ślady Tatusia (tudzież Brata i Bratowej) – i wybrała karierę prawniczą. Jak wiadomo – prawnikiem nie zostałam, bo coś takiego jak casusy mnie niespecjalnie pasi (aczkolwiek jestem wręcz zauroczona subtelnością służących prawnikom łacińskich sentencji – na przykład in dubio pro reo) i wybrałam niespecjalnie zawrotną (a w każdym razie na dzień dzisiejszy) karierę historyka. 

Wiedziona uczuciem do rzeczonej Joanny i do jej wiernego przybocznego o zaiste zacnym imieniu Kordian (to o nim musiał pisać Słowacki, kiedy padały słowa: „Jam jest posąg człowieka na posągu świata”) – sięgnęłam po pozostałe z dotychczasowych książek Pana Mroza. I…?

I rozczarowałam się srodze. Niestety ŻADEN z bohaterów nie miał tej detektywistycznej żyłki cechującej tandem J&K (Joanna&Kordian) albo Ch&O (Chyłka&Oryński). W ŻADNYM nie mogłam się doszukać wyrazistości. ŻADEN nie miał specyficznego poczucia humoru. ŻADEN nie miał tak cudownie ciętego języka!

Jak widać – lubię wyrazistych/e bohaterów/erki. Drugim przykładem książkowej postaci, którą uważam za rewelacyjną – jest Klementyna Kopp z serii Katarzyny Puzyńskiej o Lipowie. Znów – tytan pracy. Znów – mówi, co myśli i nie owija w bawełnę. Chyłka dysponuje Kordianem, Klementyna ma Daniela. Jeden i drugi są tak naprawdę dodatkami do dominujących, władczych postaci kobiet. 

Rozmarzyłam się, wiem… ale gdyby Mróz z Puzyńską napisali wspólną książkę? Kto wie – może panie Chyłka i Kopp byłyby najlepszą parą „detektywów” w IV RP?

Szesnasty rok drugiego tysiąclecia

Rozpoczynam rok, w którym obchodzić będę jedną z – przypuszczam – bardziej istotnych rocznic urodzin w życiu (w życiu każdego człowieka, nie tylko moim). Rozpoczynam miesiąc, w którym minie dokładnie dwanaście miesięcy (by nie powtarzać w kółko słowa „rok”) od kiedy prowadzę tego bloga. Rozpoczynam kolejny tydzień… po prostu zwyczajnej ludzkiej egzystencji.

Rok 2016 – jakby tak spróbować dokonać podsumowania – okazał się być rokiem specyficznym. Jak co roku wprawdzie – była i radość, i były łzy. Ale – był to dla mnie – przede wszystkim rok poznawania siebie samej i swoich własnych możliwości, rok zmagania się z własnymi słabościami. Rok poznawania innego kraju, innej kultury, innego języka. Z drugiej strony – rok zmagania się z moim poważnym problemem zdrowotnym, który – na szczęście – chyba już minął.

Mówiłam niekiedy – w chwilach wyczerpania, smutku, złości:
…a gdy się zbudzę, westchnę: „Cóż…

to wszystko było chyba… zamiast”.

Mam nadzieję, że 2017 rok będzie tylko lepszy. Nie zdradzę, rzecz jasna, swoim planów, marzeń czy postanowień, które poczyniłam. Po prostu wtedy nie będą miały szansy się spełnić.

Marzę, by kiedyś wrócić do miasta o którym tyle tutaj pisałam.

Wczoraj i dziś odbywałam długie noworoczne spacery po moim rodzinnym mieście.

Noc Sylwestrową spędziłam w bardzo miłym towarzystwie w świetnym miejscu. 

…a na ten Nowy Siedemnasty – słodkiego, miłego życia.
https://youtu.be/ovhzZnaAl5A